Każdy student +/- z mojego rocznika zna odpowiedz na to pytanie. Udaje tylko, że nie zna bo prawdopodobnie jest mu dobrze tak jak jest.
[ale od każdej reguły są wiadomo, wyjątki]
99% studentów, których ja poznałam, traktuje studia jak przedłużenie dzieciństwa.
Części dzieciaków zaczyna dziać się źle w głowach gdy wyprowadzają się od rodziców, zwłaszcza tych 'surowych'. Większe miasto, zajęc tyle co kot napłakał, mama nie pyta czy lekcje odrobione... ;-D
Trzeba trochę poudawać, że się uczymy i jest nam mega ciężko a potem... wrócić z papierkiem do dumnych rodziców i rozpocząć wesołe życie bezrobotnego. Bo w sumie 'teraz nie wiem co dalej robić z życiem'. I potem mega zdziwienie, dlaczego pracodawca nie czeka na nas z otwartymi ramionami aby dać nam pracę, najlepiej na 'wysokim' stanowisku.
Przecież dziadkowie tak obiecywali, że jak zrobisz mgr to dopiero będzie. Mi też tak mówią - co jest dla mnie totalnie śmieszne, bo doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że więcej niż do tej pory już ze studiów nie wyciągnę i mówiąc szczerze... są straszną kulą u mojej nogi. Straszną. [nie, inne/lepsze czasy w których studia będą 'czymś' jak twierdzi moja babcia - już nie przyjdą. Macie moje słowo]. Gdy jeszcze studiowałam TD jeden z wykładowców powiedział nam, żebyśmy wiele nie oczekiwali nawet po 'takim' kierunku. Bo studia tylko wskazują drogę. A reszte musimy zrobić sami. Zapamiętałam.
Studia nie są obowiązkowe, więc jeżeli już idziesz, to idz na coś co Cię interesuje, żebyś się tam nie męczył. Nawet jeśli będą Ci mówić, że to gównokierunek. Mi też tak mówili. O dziwo za drugim razem. Za pierwszym gdy szłam na narawdę gównokierunek - wszyscy mi gratulowali. Jeszcze do tej pory czasem rodzice 'kogoś ze znajomych' pytają kiedy skończę tę dietetyczne głupoty bo przecież mam 'taki fach w ręku'! To dowodzi tylko temu, że nie rozumieją świata w którym żyją. Wina niczyja, ale te 'z dupy' rady mogliby zatrzymać dla siebie ;-)
Dlaczego skoro mam takie zdanie, ja poszłam na studia? Bo poszłam i cieszę się, że to zrobiłam... Nie mogłabym być dietetykiem, bez studiów, a chcę być dietetykiem.
Idz na to, co Cię serio interesuje. Przemyśl to dobrze. Na studiach oprócz chodzenia na zajęcia działaj w SKN, ucz się języków, inwestuj w kursy, rozwijaj się.
Rób co chcesz, ale rób to dobrze. I miej plan.
Nie martw się, gdy plan się zmieni. Moje plany zmieniają się co chwila. A ostatnio życie całkiem mi się przewróciło... Ale czy to źle? Zobaczymy. Zawsze lepiej mieć 5 alternatyw na to co będziemy robić po skończonej edukacji niż żadnej.
Dziś już nawet Medycyna, Weterynaria ani Prawo nie gwarantują Ci zatrudnienia. Ostatnio usłyszałam, że inż. przed nazwiskiem to dopiero coś! Prawdziwy fach w ręku a nie wiedza ogólna. Wiedza ogólna? Na każdych studiach są 'zapychacze' od wiedzy ogólnej. A fachu w ręku nie gwarantują żadne studia. Znam inż. na bezrobociu i z raczej bardzo słabymi perspektywami. I mam znajomych z lic. z pedagogiki którzy wyśmienicie sobie radzą.
A fach w ręku to zapewnia Zasadnicza szkoła zawodowa. I takich ludzi z fachem w rękach właśnie nam brakuje. Tu się mogę zgodzić. W razie gdyby ktoś chciał szybko zdobyć zawód ale rodzice na siłe pchają go do LO [przecież nie możesz być gorszy niż Seba i Dżesika sąsiada spod 7!] niech im uświadomi, że ludzie po zawodówkach też robią maturę i kończą studia. Żaden problem, no chyba, że taaki wstyd dla rodziny!
Na studiach pracuj na swój sukces, swoje szczęscie i swoje wymarzone życie a nie dyplom który rodzice co prawda będą mogli sobie powiesić w salonie... ale nic poza tym. Do czasu gdy jeszcze 'są rodzice' nawet wiszący na ścianie dyplom daje rade. Ale kiedyś trzeba dorosnąć a wówczas... można obudzić się z ręką w nocniku.
[ale od każdej reguły są wiadomo, wyjątki]
99% studentów, których ja poznałam, traktuje studia jak przedłużenie dzieciństwa.
Bycie studentem to tak samo jak bezrobotnym, tylko rodzice są z Ciebie dumni.Podpisuję się pod tym wszystkimi kończynami. Doskonale pamiętam czym się zajmowałam na studiach dziennych. Nie była to ani nauka, ani chodzenie na zajęcia.
Części dzieciaków zaczyna dziać się źle w głowach gdy wyprowadzają się od rodziców, zwłaszcza tych 'surowych'. Większe miasto, zajęc tyle co kot napłakał, mama nie pyta czy lekcje odrobione... ;-D
Trzeba trochę poudawać, że się uczymy i jest nam mega ciężko a potem... wrócić z papierkiem do dumnych rodziców i rozpocząć wesołe życie bezrobotnego. Bo w sumie 'teraz nie wiem co dalej robić z życiem'. I potem mega zdziwienie, dlaczego pracodawca nie czeka na nas z otwartymi ramionami aby dać nam pracę, najlepiej na 'wysokim' stanowisku.
Przecież dziadkowie tak obiecywali, że jak zrobisz mgr to dopiero będzie. Mi też tak mówią - co jest dla mnie totalnie śmieszne, bo doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że więcej niż do tej pory już ze studiów nie wyciągnę i mówiąc szczerze... są straszną kulą u mojej nogi. Straszną. [nie, inne/lepsze czasy w których studia będą 'czymś' jak twierdzi moja babcia - już nie przyjdą. Macie moje słowo]. Gdy jeszcze studiowałam TD jeden z wykładowców powiedział nam, żebyśmy wiele nie oczekiwali nawet po 'takim' kierunku. Bo studia tylko wskazują drogę. A reszte musimy zrobić sami. Zapamiętałam.
Studia nie są obowiązkowe, więc jeżeli już idziesz, to idz na coś co Cię interesuje, żebyś się tam nie męczył. Nawet jeśli będą Ci mówić, że to gównokierunek. Mi też tak mówili. O dziwo za drugim razem. Za pierwszym gdy szłam na narawdę gównokierunek - wszyscy mi gratulowali. Jeszcze do tej pory czasem rodzice 'kogoś ze znajomych' pytają kiedy skończę tę dietetyczne głupoty bo przecież mam 'taki fach w ręku'! To dowodzi tylko temu, że nie rozumieją świata w którym żyją. Wina niczyja, ale te 'z dupy' rady mogliby zatrzymać dla siebie ;-)
Dlaczego skoro mam takie zdanie, ja poszłam na studia? Bo poszłam i cieszę się, że to zrobiłam... Nie mogłabym być dietetykiem, bez studiów, a chcę być dietetykiem.
Idz na to, co Cię serio interesuje. Przemyśl to dobrze. Na studiach oprócz chodzenia na zajęcia działaj w SKN, ucz się języków, inwestuj w kursy, rozwijaj się.
Rób co chcesz, ale rób to dobrze. I miej plan.
Nie martw się, gdy plan się zmieni. Moje plany zmieniają się co chwila. A ostatnio życie całkiem mi się przewróciło... Ale czy to źle? Zobaczymy. Zawsze lepiej mieć 5 alternatyw na to co będziemy robić po skończonej edukacji niż żadnej.
Dziś już nawet Medycyna, Weterynaria ani Prawo nie gwarantują Ci zatrudnienia. Ostatnio usłyszałam, że inż. przed nazwiskiem to dopiero coś! Prawdziwy fach w ręku a nie wiedza ogólna. Wiedza ogólna? Na każdych studiach są 'zapychacze' od wiedzy ogólnej. A fachu w ręku nie gwarantują żadne studia. Znam inż. na bezrobociu i z raczej bardzo słabymi perspektywami. I mam znajomych z lic. z pedagogiki którzy wyśmienicie sobie radzą.
A fach w ręku to zapewnia Zasadnicza szkoła zawodowa. I takich ludzi z fachem w rękach właśnie nam brakuje. Tu się mogę zgodzić. W razie gdyby ktoś chciał szybko zdobyć zawód ale rodzice na siłe pchają go do LO [przecież nie możesz być gorszy niż Seba i Dżesika sąsiada spod 7!] niech im uświadomi, że ludzie po zawodówkach też robią maturę i kończą studia. Żaden problem, no chyba, że taaki wstyd dla rodziny!
Na studiach pracuj na swój sukces, swoje szczęscie i swoje wymarzone życie a nie dyplom który rodzice co prawda będą mogli sobie powiesić w salonie... ale nic poza tym. Do czasu gdy jeszcze 'są rodzice' nawet wiszący na ścianie dyplom daje rade. Ale kiedyś trzeba dorosnąć a wówczas... można obudzić się z ręką w nocniku.