Menu
niedziela, 31 grudnia 2017

Jestem gotowa na 2018!

2017. Rok w którym tak wiele sobie obiecywałam, przecież 7 to dla mnie liczba magiczna. I jak to czasem bywa, los ze mnie zadrwił. 2017 rok, nie był dla mnie dobry. Ale wiecie co? Dzięki temu jestem gotowa na 2018. Niech nadchodzi, gorszy już nie będzie!

W 2017 roku chciałabym przeprosić wszystkich którzy chcieli mi mówić jak powinnam żyć. Bardzo mi przykro, ale w nadchodzącym roku również nie spełnię Waszych oczekiwań. W każdym kolejnym też nie.

Co zamierzam zrobić w 2018?
  1. Pracować nad sobą. Pracować. P r a c o w a ć n a d s o b ą. PRACOWAĆ. Mam ogromne zaległości jeśli chodzi o rozwój osobisty.
  2. Mniej myśleć i analizować. Więcej robić. 
  3. Mniej przejmować się uczelnią. 
  4. Więcej się uczyć.
  5. Bardziej przykładać się do treningów.
  6. Więcej czytać
  7. Dokładniej sprzątać
  8. Być mną i robić głupie, ale zabawne rzeczy. I dużo mówić. Głupoty też. Co zechce.
  9. Spełniać marzenia. 
Co fajnego zrobiłam w 2017?
  1. Przebiegłam swój pierwszy oficjalny bieg. Nie jest to 'dumny' dystans, ale jest to coś nowego.
  2. ^^ Dostałam pierwszy w życiu medal! :D
  3. Pojechałam do SPA i nic nie robiłam. NIC.
  4. Jeździłam rowerem w Holandii, i chciałabym namiastkę tego kraju u nas, szczególnie mam na myśli ścieżki rowerowe, zieleń i wodę <3
  5. Odwiedziłam moje ulubione miasto we Włoszech - Wenecję <3 
  6. Uczestniczyłam w nagraniu do TVP. Fajne przeżycie, zobaczyć jak to wygląda 'od kuchni'.
  7. Uczyłam się w jednej z najlepszych poradni dietetycznych w Polsce <3 wiąże się to również z tym, że spakowałam się, wsiadłam w busa jadącego na drugi koniec Polski, i na kilka tygodni tam zamieszkałam. SAMA. Udowodniłam sobie tym, że spełnię wszystkie swoje marzenia a już na pewno nigdy z nich nie zrezygnuje ze strachu przed nieznanym.
  8. Odwiedziłam stołówkę pracowniczą firmy Biesse [jedna z największych w Europie!]
  9. Obroniłam licencjat z dietetyki i rozpoczęłam studia magisterskie
  10. Pomalowałam włosy
  11. Bez pieszczenia się ze sobą, funkcjonowałam we Włoszech. Czyli, jak chciałam omleta - to szłam i prosiłam :D jak chciałam dokładkę cielęcego ozorka - to szłam i prosiłam, bez telepania gatkami 'ojej a co będzie jak nie zrozumie o co mi chodzi'... I skończyło się to tak, że już nawet o Celiakii rozmawiałam z Włochami, we Włoszech, po Włosku. Brawo ja!
  12. Jadłam ślimaki. 
  13. Zaczęłam chodzić w 'ciapkach' po domu.
  14. Nauczyłam się robić sobie paznokcie, nawet nie wiedziałam, że to taka oszczędność czasu... no i żadna filozofia.
  15. Przebadałam kawę z konopii i mówiąc szczerze, pokochałam pić tę 'normalną'. 























czwartek, 28 grudnia 2017

Gwiazdą telewizji to ja nie będę.

Ostatnim czasem, wraz z koleżankami dietetyczkami <3  miałam fajową możliwość uczestniczenia w nagraniu dla TVP Lublin login nauka. Temat dotyczył kawusi, zamienników kawusi, rodzajów, kawusi z mleczkiem i syropkiem (...)
oraz... aspektu picia kawusi w różnych jednostkach chorobowych.



I bez bicia muszę przyznać, że niby taka wygadana, ze wstydem nie wgranym... a jednak przed kamerą wysławiam się jak upośledzona :-D
Nie jest mi do śmiechu, ten uśmieszek to tylko dobra mina do złej gry!
Cóż, jako, że nie planuję występować w kabarecie [choć to może nie jest nawet taki zły pomysł albowiem talentem dysponuję] postanowiłam! I mówię to w 100pro poważnie - nad sobą popracować.
Czas wziąć się w garść i wyjść poza strefę komfortu, bo to przecież nie może być tak, że nagle zaczęłam się panicznie bać rzeczy które są czymś zupełnie normalnym na pewnym etapie życia. Kto się nie rozwija, ten się cofa!




środa, 29 listopada 2017

Profilaktyka nowotworu piersi i jajnika

W poniedziałek miałam przyjemność uczestniczyć w wykładzie 'Rak piersi i jajnika - leczenie, genetyka, diagnostyka'.
Jak dla mnie tematyka była mega ciekawa no i wyniosłam kilka nowych rzeczy o których nie miałam pojęcia, mianowicie:
  1. W momencie w którym dochodzi do wykrycia u pacjenta nowotworu, przed rozpoczęciem leczenia (radio-, chemioterapia) powinien on zrobić wszystkie markery, a następnie po leczeniu (też chirurgicznym) powtarzać badania co 3 miesiące, pozwoli to monitorować nawrót choroby oraz 'sprawdzić' czy naciekająca tkanka gdzieś odrobinkę nie została 'przeoczona'.
  2. Jeżeli badanie genetyczne potwierdza obecność genu odpowiadającego za możliwość zapadnięcia na nowotwór piersi/jajnika. Należy bezzwłocznie usunąć jajniki. Raz, powód jest taki, że nowotwór jajnika, daje dużo słabsze rokowania niż piersi a dwa - to po usunięciu jajników znacznie obniża się poziom estrogenów a więc ryzyko zachorowania na raka piersi drastycznie spada. Nie wyklucza to jednak zapadalności na chorobę całkowicie.
  3. W przypadku wykrycia u siebie 'jakiegoś guzka' biopsja cienkoigłowa jest słabym pomysłem. Raz, że boli. Dwa, są 4 rodzaje pacjentek. 1 powie 'lekarz powiedział, że to nic takiego' i oleje temat. 2 zgodzi się na biopsję której skuteczność to 40%, wynik wyjdzie prawidłowy a potem wróci do lekarza dopiero gdy okaże się, że doszło do przerzutów na węzły chłonne (bo to jednak nowotwór złośliwy), w 3 przypadku, po biopsji 'guzek' zacznie rosnąć. 4 pacjentka usłyszy, że guzek trzeba obserwować. Pan Profesor, który wykład prowadził, przyznał, że on nie wie jakim cudem kobieta ma obserwować guzek macając go palcem przez skórę i worek tłuszczu. Nie wie też co ona ma tam obserwować, jak i po co. Radził nam, abyśmy jeżeli kiedykolwiek spotka nas taka sytuacja, natychmiast poprosili o wycięcie 'guzka', co trwa 10min, jest bezbolesne i dobrze przeprowadzone nie pozostawia defektu kosmetycznego. Tłumaczył, że ryzykować się słabo opłaca a nawet jeżeli to faktycznie 'nic takiego', to, to 'nic takiego' i tak w kobiecej piersi nie jest jej do niczego potrzebne. 

czwartek, 23 listopada 2017

To wszystko wina Twoich rodziców.

'Zostawcie go, to jeszcze dziecko'.
'Daj mu spokój, jest jeszcze młody'.

Wiesz ilu ludzi zostało zepsutych przez te słowa?
Na pewno idąc na uczelnię/do pracy/do szkoły/na praktyki/łorewa mijasz grupkę pijących od rana browary i nic nie robiących ze swoim życiem mimo sędziwego wieku... Tak, to właśnie oni.

W naszej kulturze, młodym ludziom wybacza się wiele. Każdy z nas miał w dzieciństwie znajomych, których rodzice stawali za nimi murem - nawet gdy zawinili. A czasem nawywijali i to strasznie.
Bo młodzi, bo jeszcze się nauczą, bo wszystko przed nimi, bo to młode to jeszcze nie wie, bo nie umie, bo jeszcze go życie dojedzie.
No właśnie, dojedzie.

Rodzicu, gdybyś zaczął uczyć swoje dziecko chodzić w wieku nastoletnim, to pewnie nigdy by się nie nauczyło. Bo 'oj tam', 'nie chce mi się', 'nie teraz', 'jestem zmęczony'.

Jako maluchy, nie mieliśmy żadnych problemów ze zmotywowaniem się do nauki czegokolwiek. Przewracaliśmy się setki razy jednego dnia, z uporem wstawaliśmy i szliśmy dalej. Choć to przecież nielogiczne. Komu by się chciało tak upadać i wstawać?
Gdybyśmy w dzieciństwie posiadali tę motywację i determinację jaką mamy dziś, pewnie nigdy nie nauczylibyśmy się chodzić, czytać, pisać i mówić.
Dobrze, że opanowaliśmy to podświadomie w czasie gdy nie dane nam było myśleć logicznie.
...
Szkoda, że potem dorośli, otoczenie i rówieśnicy nam to zniszczyli.

Ale jest jeszcze dla nas nadzieja, przecież dalej możemy działać z uporem, więcej robić niż się zastanawiać - czy robić. Uczyć się instynktownie i też z uporem. Może wystarczy wyrobić tylko nawyk, którym zastąpimy nawykowe 'nie chce mi się'.







Źródło: Grzesiak M. 'Ty myśl. Inaczej zrobią to za ciebie'


niedziela, 12 listopada 2017

Olej kokosowy jest zły czy dobry?

Ludziska! [uhh... spokój ducha imitacją zbroi] już starożytni mawiali...
Cóż jest trucizną? Wszystko jest trucizną i nic nie jest trucizną. Tylko dawka czyni truciznę.
O, np. taki Piołun. Jest zajebisty gdy walczymy z pasożytami, ale on jest zwyczajnie... trujący! Ziołami, podobnie jak żywnością - nie wolno się bawić.

Dlaczego olej kokosowy jest zły?

  • Olej kokosowy zawiera w swoim składzie średniołańcuchowe kwasy tłuszczowe MCT. Ale nie jest!! olejem MCT. 
  • Olej kokosowy nie zawiera w swoim składzie omega-3, których drastyczne niedobory mają Polacy. 
  • Ma najwięcej nasyconych kwasów tłuszczowych, ze wszystkich olejów roślinnych.
Dlaczego jest dobry?
  • Podnosi poziom HDL i obniża triglicerydy we krwi
  • Kwasy tłuszczowe MCT obecne w kokosie wykazują działanie: bakteriostatyczne, przeciwgrzybicze, przeciwbolowe, przeciwzapalne, antyoksydacyjne.
  • z uwagi na NKT nadaje się do obróbki termicznej gdyż nie jest podatny na utlenianie
  • Ma działanie pobudzające metabolizm
  • Wykazuje działanie hepatoprotekcyjne
Gdyby ktoś mnie zapytał jaki jest olej kokosowy, to powiedziałabym, że kozacki.
Ale ostatnim czasem w Polsce, na słowo 'modny' ludzie dostają małpiego rozumu. Nawet jeśli chodzi o jedzenie. Straszne.
To, że coś fit, trendy, bio, eko i superfood to nie znaczy, że można to wcinać bezkarnie na potęge no ludzie... wyobraźni troche.
Jest taki zawód jak dietetyk i on jest po coś.

Gdy bezmyślnie zaczniesz dokładać do swojej diety olej kokosowy - zamiast cudownie schudnąć, przytyjesz, lipidogram, też możesz sobie rozwalić.

Już chyba wszystko było modne, szał był na wszystko a ile znasz osób które schudły od zażywania cudownych supli? yy... 0?
Ja też.



czwartek, 9 listopada 2017

MORSOWANIE w ciąży!

Post oczywiście powstał na podstawie opinii znalezionych w odmętach internetu. Sama oczywiście nie posiadam doświadczenia.

Pierwsza i najważniejsza rzecz, przy morsowaniu w stanie błogosławionym to:
1. Przekonanie o słuszności podjętej decyzji
2. Zgoda i wsparcie ojca dziecka. W ciąży każdy stres jest zły. Trzeba robić to na spokojnie, bez stresu i bez 'jak coś się stanie dziecku to Twoja wina' nad uchem.

Jeżeli w trakcie wchodzenia do wody stwierdzisz, że jednak 'nie dziś' to wyjdz. Bez sensu byłoby się zmuszać. Myślę, że organizm jest mądry i jeśli czuje, że 'nie' to znaczy, że nie.

Wg. opinii kobiet morsujących w ciąży, brzuch ciążowy jest nieco chłodniejszy niż reszta ciała, podobnie po morsowaniu - dłużej się rozgrzewa. Nie spada jednak temperatura wód płodowych - gdyby tak było, dziecko stawałoby się bardziej ruchliwe/niespokojne.

Odporność noworodka to immunoglobuliny otrzymane od matki. Na chłopski rozum - im matka zdrowsza, tym zdrowszy maluch.

W 2012r w Krakowie zostały przeprowadzone badania dotyczące pozytywnego wpływu morsowania na zdrowie. Morsom pobierano krew do badań na początku oraz na zakończenie sezonu.
Co zaobserwowano?
-wzrost odkształcalności krwinek czerwonych, bez zmian w ich agregacji - dzięki temu erytrocyty lepiej dotleniają nasz organizm, czujemy się lepiej i jesteśmy sprawniejsi :)

Zagrożenia dla maluszka:
-obniżenie temperatury wód płodowych (w przypadku zbyt długiego przebywania w wodzie) badania dotyczące tego jak długo i w jakiej temperaturze 'może bezpiecznie' przebywać kobieta, nie zostały przeprowadzone i pewnie nie zostaną. Więc trzeba bardzo, bardzo dobrze znać swój organizm i przede wszystkim go słuchać.
-mało rozsądnym jest wskakiwanie do przerębla w ciąży oraz chodzenie po lodzie.
-osobiście uważam, że sensownym zachowaniem przed podjęciem morsowania w ciąży byłoby poinformowanie o tym swojego lekarza ginekologa ;-)

W Rosji morsowanie w ciąży jest/było? tradycyjnym sposobem na dodanie sobie energii i odporności w ciąży. Podobno szok termiczny pozwala pozbyć się strachu przed porodem.

Po morsowaniu w ciąży rodziły się zdrowe dzieci, które nie są chorowite. Oczywiście może to być przypadek. Ja jednak nie trafiłam na przypadek w którym maluch miał mniej niż 10pkt w skali Apgar
Kobiety morsujące podczas karmienia piersią nie odnotowały problemów w laktacją.





poniedziałek, 6 listopada 2017

Probiotyki... ginekologiczne!

Czy wiesz, że...
w 96r p.n.e zalecano spożywanie fermentowanych napojów mlecznych w dolegliwościach trawiennych oraz W TRAKCIE POWROTU DO ZDROWIA/REKONWALESCENCJI.

Czy wiesz, że...
biorąc antybiotyk doustnie powinnaś [zakładam, że zwracam się do kobiet] jednocześnie przyjmować zarówno probiotyk doustny jak i dopochwowy?

Czy wiesz, że w przypadku infekcji układu moczowo-płciowego również najlepiej brać oba probiotyki?

Nawracające infekcje układu moczowo-płciowego są u kobiet mega popularne [są też kobiety które nie mają pojęcia o czym teraz mówię, szczęściary!] i są najczęstszą przyczyną wizyt w gabinetach ginekologicznych. Mają charakter nawracający, my mamy infekcję, idziemy po antybiotyk, na chwilę pomaga, za 28dni (krwawienie obniża ilość Lactobacillusów) witamy kolejną infekcję, znów antybiotyk ...i tak dalej, aż całkowicie wyjałowimy swoją  florę bakteryjną.

A można zwyczajnie brać probiotyki.
Bakterie kwasu mlekowego (obecne w zdrowej pochwie/probiotyku) wytwarzają bakteriocyny (coś w stylu pozytywnych antybiotyków) oraz nadtlenek wodoru, który działa niszcząco na patogeny. Kolonizują również nabłonek pochwy - blokują miejsca przylegania komórkom patogennym. Konkurują o glikogen z patogenami (tym samym je eliminując).
Dzięki wytwarzaniu inhibitorów proteaz, hamują również rozwój Candidy

Bierzmy probiotyki.
Cieszmy się jeziorami, morzami, zalewami, basenami i saunami.
;-)










Źródło:
-foodforum 5(21)/17
-notatki z mikrobioty



piątek, 20 października 2017

Nie chcesz się uczyć?! To jesteś zwykłą ciotą a nie wielkim kozakiem!

Jest wielu ludzi którym zazdroszczę.
Są to ludzie szczęśliwi, mający pasję, piękni, wysportowani o nienagannym uśmiechu, często zajmujący wysokie stanowiska i postrzegani jako 'ważni', no i... mądrzy.

Prawda jest taka, że nie zazdroszczę żadnemu z moich rówieśników tego, że w szkole byli wielkimi kozakami i skończyli edukację na gimbazie, bo przecież w szkole średniej trzeba było lekcje odrobić czy ogarnąć materiał na sprawdzian. Chociaż kiedyś było wielkie woooow i zazdro, to życie zweryfikowało, co tak naprawdę jest dobrym wyborem.
Po co się uczyć, skoro można wychylić browara pod sklepem [?]
Tylko, że on dalej stoi pod tym sklepem, z tą różnicą, że teraz o poratowanie na browara prosi tego który wtedy się zmuszał, do tych cholernych prac domowych i wczesnego wstawania.
Też nie lubię się do czegokolwiek zmuszać. Ale tylko zmuszając się można coś w życiu osiągnąć. Na szczęście jest z tej sytuacji wyjście - wystarczy sobie wmówić, że nam się cholernie chce!
Zobacz, najpierw rodzice zmuszali Cię do tego, żebyś zaczął chodzić - bo ile można było pchać tą cholerną nieporęczną spacerówkę.
Potem zmuszali Cię, abyś chodził do szkoły. Zmuszali żebyś się uczył. Kto przełączył sobie kod z 'muszę' na 'chcę' jest dzisiaj wykształcony i ma w życiu trochę lepiej. Kto znalazł sobie jakąś 'debilną' wymówkę aby się nie uczyć - jest zgorzkniałym, zakompleksionym, nienawistnym mendasem żywcem wyjętym z utworów Wojtka Sokoła. [wiecie ile razy spotykam się z agresją w moją stronę, tylko dlatego, że sobie od kilku dobrych lat studiuję? No jak to?! Przecież powinnam się zaharowywać! Oni się już dorabiają a ja co?! A ja nie mam nic! To straszne, ale to mój problem. Tak, oczywiście za 10lat spotkamy się gdzieś tam i ja na bank będę żałować, tak, tak, tak. Pozwolę jednak czasowi zweryfikować]

Chce mi się.
Żartuje. Mi też się nie chce. Więc już nawet ze sobą nie dyskutuję bo jeszcze sama siebie przekonam, że i tak 'ch*j z tym wszystkim, żyję w Polsce i będę bezrobotna.



*Pójście na gównokierunek studiów tylko dlatego by wieść piękny żywot studenta któremu rodzice wszystko zapewnią a następnie narzekanie na politykę kraju i wszechobecne bezrobocie to też jest wyjście dla ciot.

Życie może być przyjemne tylko i wyłącznie jeżeli zakodujemy sobie nasze obowiązki jako przyjemności. W innym wypadku musimy pchać swój kamień Syzyfa na góre, aby było nam troszkę lepiej. No przyznaj praca za biurkiem nie jest tak męcząca jak praca na kasie w markecie.

Nie wiem czy zdajesz sobie sprawę z tego, że każdy człowiek na poważnym stanowisku zanim doszedł do swojego 'punktu', każdego jednego dnia robił to, co musiał. Gdy miał ochotę robił to z przyjemnością, gdy nie miał ochoty to się zmuszał. Nie patrzył na to, że znajomi idą się rozerwać, zjeść kolację, spędzą weekend w spa czy może spędzą cały dzień na zakupach. Robił to c o m u s i a ł. W głowie miał jakaś wizję i to za nią podążał.
[w tym momencie wszyscy którzy mieli 'surowych rodziców' dziękują za te wielokrotne 'TY NIE JESTEŚ WSZYSCY'. Kiedyś się buntowałam, walczyłam, oszukiwałam i oczywiście stawiałam na swoim... czasem. Teraz zaczynam to doceniać.]


Pracujesz, studiujesz a na weekendzie balujesz 3 dni. Myślisz, że jesteś ambitny i wspaniale zarządzasz czasem? Nie, nie jesteś. Miałeś 3 dni wolnego i straciłeś tylko czas w beznadziejnie bezproduktywny sposób. A każda jedna zarwana noc to mega obciążenie dla Twojego organizmu. Wiesz, że niekiedy w sportach walki, zwłaszcza w początkach kariery, sam zainteresowany musi niestety ale zrezygnować z pracy (najczęsciej pracuje w nocy, stojąc na bramce) bo inaczej dietetyk nie jest w stanie doprowadzić do homeostazy w jego ustroju?

Nauka, studia, ch*j wie jakie papiery i cała reszta i tak nie są nic warte w czasach gdy najwięcej zarabiają Ci, którzy zamiast iść na studia, wpadli na zaj*bisty pomysł i otworzyli swój biznes. Zgoda. Ale jeżeli Ty nie jesteś 'aż tak' kreatywny jak oni, musisz poćwiczyć swój umysł i się czegoś pouczyć, nawet 'zapychaczy'. A skoro dalej upierasz się przy tym, że dana osoba nic sobą nie reprezentuje to wejdź w jej buty i przejdz jej drogę. Może okazać się, że choć w szkole orłem nie była, to pracuje od gimnazjum i ma życiową mądrość na wyższym poziomie niż niejeden wielce wyuczony.

Możesz nie być zdolny, ale nie możesz być leniwy. Wyjątkiem jest tylko sytuacja w której jesteś z majętnej rodziny. Choć uważać to za swój jedyny talent - trochę słabo.
Tak, nawet jeżeli jesteś naprawdę przepiękną kobietą - nie możesz być leniwa. Musisz umieć to i tamto. Nikt się z mało reprezentacyjną kobietą na salonach nie pokaże. Ot i przykra prawda.

Ja wiem, że masz milion wymówek. Myślisz, że ja nie mam? Też jestem w tym mistrzem i powinnam dostać za to medal. Ale przynajmniej staram się nie mówić o tym głośno... :-D Całe życie byłam leniwa, nawet do sklepu po bułki mi się wyjść nie chciało. Gdybym mogła to całymi dniami czytałabym książki, no jeszcze bym się raczyła wykąpać, ale już za nic nie zmusiłabym się do zrobienia mejkapu.

Rusz głowę, nie bądź ciotą.
Wstań i zmuś się.

Chcesz wiedzieć, czy jesteś ambitny? A słyszałeś to kiedyś od kogoś? Ktoś Ci powiedział, że jesteś dla niego wzorem? Nie?
TO NIE JESTEŚ.
Koniec.

* Przypominam, że ja jestem odpowiedzialna za to co napisałam, nie za to co ktoś zrozumiał. I ja nie hejtuję i nie oceniam. A nie wróć, oceniam tych którzy mnie oceniają.
Ten post powstał w celu otwarcia oczu i zmotywowania, również mojej leniwej osoby.
czwartek, 19 października 2017

ZALETY Marihuany!!

Zalety!
Wspaniały olej CBD! Oczywiście pozbawiony THC, więc do stosowania dla małych, dużych, średnich, starych, młodych, całkiem młodziutkich...

Wpływa natomiast na receptory kannabinoidowe typu 1 - cb1, cb2 - ZNAJDUJĄ SIĘ MIN. W JELITACH!

Stosowany jest ze świetnym skutkiem w leczeniu padaczki, nowotworów oraz neuropatii typu stwardnienie rozsiane - uśmierza bóle, zwiększa relaksację mięśni.
Znosi bóle migrenowe, reumatyczne, pooperacyjne (a nas w szpitalach i tak częstują Morfinką)
Pobudza również apetyt - świetny dla pacjentów wyniszczonych chemioterapią.
Przyczynia się też do regenerowania nieszczelności w jelitach.
Wpływa na pracę hormonów, zwiększa ilość pregnenolonu - PCOS, Endometrioza? Jeszcze nie testowałam na sobie, ale wszystko przede mną! :)

Z minusów jeśli chodzi o olej to jego cholerna cena, która w Polsce jest moim zdaniem... kosmiczna :( a cierpią na tym niestety pacjenci :(



środa, 18 października 2017

Wady stosowania Mariuhuany

HG

^^ Zrobiło się klimatycznie...
Ale czas spoważnieć.
Niestety ale palenie Marihuany ma same... wady!
[ smutny to jest dzień ]

Palenie to jednak palenie i jak każde inne prowadzi do zatrucia kadmem oraz powstawania wolnych rodników tlenowych - obojętnie co palisz, starzejesz się szybciej.

Marihuana wpływa również na zmiany w naszych neuroprzekaźnikach.
Zmniejsza ilość GABA - ktory przyspiesza procesy anaboliczne i regenerację w mięśniach.
Przyczynia się do skurczenia hipokampu - skurczony hipokamp grozi zachowaniami niestosownymi do sytuacji...
Wpływa na Ciała Migdałowate związane z lękiem i odczuwaniem stresu/zachowaniem w sytuacjach stresowych
Zwiększa również dystans między synapsami - czujemy się bardziej wyluzowani, jednak paląc często i rozszerzając, rozszerzając... doprowadzamy do sytuacji gdzie 'musimy' produkować więcej neuroprzekaźników. Z kolei nadprodukcja neuroprzekaźników i chwilowe zaprzestanie palenia może wiązać się z 'halucynacjami' => przestymulowaniem neuroprzekaźników.

Ale na to i tak nie ma reguły. Każdy reaguje inaczej. Związane jest to z genami, neuroprzekaźnikami i enzymami które je rozkładają. Więc ciężko powiedzieć jak kto i na co zareaguje.

Uwaga!
Wyjątkiem jest sytuacja gdy ktoś pali się 'raz na jakiś czas' wtedy serio podbija sobie dopaminę!

ale!
W sytuacji gdy palisz co dzień/co 2 dzień masz docelowo zmniejszoną ilość dopaminy, zwłaszcza w ośrodkach odpowiadających za pamięc i koncentrację.
Każdy zna kogoś kto dużo pali i niekiedy się zawiesza...



Pozdrawiam Was z kawy z ziomkami - wschodzącymi gwiazdami Polskiej dietetyki. 2 czarne i 2 blond!

środa, 27 września 2017

Jak będąc za granicą mówisz o Polsce? Czyli Polak o Polsce 'ale tam nic nie ma'.

Nawet nie zdajecie sobie sprawy ile razy podczas tych wakacji słyszałam, że mówię takim pięknym, śpiewnym, melodyjnym, latynoskim [?] językiem.

Nigdy nie pomyślałam, że nasz Polski język może być ładny. 

Nigdy nie myślałam, że 'przeciętnej urody Polka' może uchodzić za prawdziwą 'piękność' za granicą. Nigdy nawet nie uważałam Polek za urodziwe. Przecież większość z nas ma nijakie szare lub niebieskie oczy, nijakie mysie włosy, nijaki kształt oka, nosy jak ziemniaczki, niewielkie usta i mało regularne rysy twarzy.
A jednak.

Na świecie utrzymuje się stereotyp Polaka, który przyjechał z komunistycznego kraju, w którym nic nie ma [ani morza ani gór, skoro jeździmy na wakacje za granicę]. Jest zimno. Ludzie są niewykształceni i pracują za śmieszne stawki. Dużo też pijemy i przeklinamy.

Szkoda, że ludzie za granicą nie pomyślą, że ich przekonanie o Polsce wynika z ich braków w wykształceniu. 
Bywają 'typowi Polacy za granicą'. Ale to nie jest wielki odsetek. 

Będąc we Włoskich Dolomitach, poznałam kilka kobiet [dodam, że pięknych] których jedno z dziadków było pochodzenia Polskiego i osoby te wiedziały, że Polska jest bardzo ładna - bo odwiedziły ją w dzieciństwie. Mówiły, że planują jeszcze kiedyś tam pojechać i być może nauczyć się więcej niż 'dzień dobry'. 

Cholewa, zaczęłam się zastanawiać, dlaczego w zasadzie my tak jaramy się krajami znajdującymi się w innej szerokości geograficznej niż nasza, a do nas raczej nikt na wakacje nie przyjeżdża? Dlaczego my nie mówimy za granicą o tym jak u nas jest pięknie?! Dlaczego uważamy, że u nas 'nic nie ma'?
Dlaczego Włosi jeżdżą na wakacje do Włoch? Gdy zapytasz Włocha jaka jest Italia, odpowie bez zastanowienia, że piękna. Włoch gdy tylko zauważy, że kaleczysz jego język podejdzie i zapyta skąd jesteś i czy Ci się tu podoba. Wielokrotnie byłam pytana... dlaczego nie przeprowadzę się tu na stałe?! Dla nich dziwnym jest to, że ktoś może nie chcieć tam żyć. 
Dlaczego my nie mamy takiej pewności siebie odnośnie naszego kraju?
Czy my mamy jakiś kompleks Polskości?

Przecież mamy mega 'piękną' historię naszego kraju. Zamki. Lasy które rosną 'jak chcą', pałace i dworki, kościoły. Morze nad którym słońce wschodzi i zachodzi - tak, też uważałam to za zupełnie oczywiste... ale to wcale nie jest takie oczywiste, to nasze morze jest wyjątkowe. Tatry. Bieszczady, których jezioro Solińskie może i zupełnie różne niż jezioro Garda - ma swój mega unikatowy klimat i urodą co prawda inną, ale powala. Mazury! Wrocław. którym możemy się poszczycić. 4 pory roku. Dla nas tak oczywiste a dla mieszkańców innych części świata totalnie abstrakcyjne. Śnieg w zimie. Nawet nie zdajemy sobie sprawy z tego, że spora część ludzi na świecie nigdy nie zobaczyła śniegu. Chmielaki, Dożynki i inne! Jedzenie regionalne! ahh... goloneczka!
Taniutkie podroby! To co w wielu krajach jest prawdziwym rarytasem u nas to zwykły odpad w śmiesznej cenie! Mega dużo gatunków jabłek! Roztocze! Kapliczki przy drodze! Polskie wesela! Tak, te imprezy wśród obcokrajowców w nich uczestniczących odbijają się prawdziwym echem jako coś zupełnie niezwykłego i szalonego! Gwary! Uczonych którzy przyłożyli rękę do postępu cywilizacji! Pizze z ketchupem! Gramatykę i ortografię :-D Pierogi! I miliony ich rodzajów. Stroje ludowe. Posługujemy się min. 1 językiem obcym! Bierzemy śluby w młodym wieku i szybko wyprowadzamy się od rodziców - dla Włochów gdzie średnia wieku w którym zmienia się stan cywilny to jakieś hmm... 35-40lat? To jakaś totalna abstrakcja i obraza dla rodziny!

Kobiety!
Mamy też piękne, wykształcone, pracowite kobiety! Serio. Dla nas to takie zwyczajne, że kobieta się uczy, pracuje, zajmuje domem i umie jeszcze ściany pomalować.

no i Rap. Serio.
[tak, wiele razy słyszałam, że nie pasuję do muzyki której słucham... ale wiecie jak to jest... w sercu mym <3 ulica! :P]

Jakoś inaczej popatrzyłam na swój kraj i język. Nawet na to co mnie w nich irytuje. Już nigdy nie powiem, że w Polsce przecież 'nic nie ma'. Bo jest. To samo, co w krajach które odwiedziłam. Po prostu dla mnie, to było takie 'oczywiste' ;-)
Mówmy o sobie dobrze, nikt inny za nas tego nie zrobi! A myślę, że mamy tak wspaniały kraj, że warto tu przyjeżdżać. Inwestować. Wydawać. 





wtorek, 19 września 2017

Dieta przy endometriozie.

Endometrioza z dietą jest związana niczym tlen z wodorem.

Co jeść a czego nie jeść, dlaczego przez endometriozę jestem gruba? [serio? przez endo?], dlaczego mam ciąglę anemię? Dlaczego mam depresję? Dlaczego jestem osłabiona? Dlaczego nie mam siły i chęci wstać z łóżka? Dlaczego wszystko mnie boli? Dlaczego miesiączka trwa u mnie 14dni? Dlaczego mam ciągłe mdłości? Dlaczego jest mi zimno? Dlaczego mam migreny i światłowstręt?
Dlaczego, dlaczego, dlaczego do jasnej cholery to ja muszę być tą 10?!

Można 'normalnie' funkcjonować mając endometriozę. Można. Ale prawda jest taka, że trzeba jej podporządkować całe swoje życie. A nie oszukujmy się, łatwiej jest brać tabletki i zganiać na chorobę wszystkie swoje niepowodzenia.

Jaka dieta jest więc najlepsza?
Przeciwzapalna!
Najlepiej wyeliminować całą żywność przetworzoną i wszystko na co mamy nietolerancje no i chyba oczywiste, że również prozapalne tłuszcze trans, alkohol i żywność modyfikowaną.
Niestety ale i kawę - pobudza endometrium do wzrostu.

Co warto jeść?
  • Zielone warzywa!
  • Owoce - ale tutaj bym uważała, aby nie obciążyć wątroby, która przy endo i tak nie działa rewelacyjnie
  • Kasze! 
  • Przeciwzapalne przyprawy: Kurkuma, imbir, czosnek, cebulka, bazylia, chili, rozmaryn, tymianek, cynamon, oregano i czarnuszka.
  • Suplementy: Selen - w badaniu na krowach, krowy którym gospodarz nie suplementował Se - chorowały! Omega-3, EPA, DHA wiadomo - przeciwzapalne, wit. D. Witaminy z gr B, C, E, Magnez.
  • Tłuste ryby morskie
  • Pij bardzo, bardzo dużo wody. Ja dużo gorzej znoszę miesiączkę gdy piję mniej niż 2l samej wody. Boli dużo bardziej (dużo to dla mnie wtedy gdy nie mogę nic robić, nawet leżeć) i trwa dłużej. Nawet ponad 10dni.
Styl życia
  • Nie stresuj się. Wiem, że łatwo powiedzieć. Ale jesteś jedyną osobą odpowiedzialną za Twoje zdrowie i co z tym zrobisz to już Twoja sprawa.
  • Wysypiaj się - niedosypianie to również stres!
  • Bądz aktywna. Uprawiaj sport, najlepiej na łonie natury! Zrelaksujesz się, schudniesz [obniżysz tym samym poziom estrogenów], dotlenisz i nie dopuścisz do powstawania zrostów.
  • Zacznij się odżywiać a nie tylko jeść. To, że zjadłeś mega zdrowy posiłek, nie znaczy, że czerpałeś z niego składniki. Być może wszystko przeleciało przez Twój przewód pokarmowy, więc zadbaj o jego dobrą kondycję od początku, do końca ;-) kondycja jelit przy endometriozie jest mega ważna. W zasadzie istnieje przypuszczenie, że endo jest jedynie skutkiem chorego układu pokarmowego.
  • Kontroluj parametry krwi nie rzadziej niż raz na 3 miesiące.
Kontroluj wyniki tarczycy, bo endo często wiąże się z niedoczynnością. 

I pamiętaj, że niekiedy nawet 100% trzymanie się założeń powoduje, że przychodzą te gorsze dni. Trudno. Choroba jest bolesna jak jasna cholera, ale nie omija nikogo. Chorują celebrytki, choruję ja - a podobno zawsze jestem pozytywna i mam dobry humor. Nie zawsze, serio ;-D

Psychosomatyka mówi o endometriozie jako o chorobie kobiet sukcesu. Które mają dużo męskiej energii. Walczą o swoje. Można powiedzieć, że nam wszystkim - przysłodziła pojawiając się!!

Nie napiszę nikomu, że należy się z nią pogodzić. Osobiście uważam, że nie da się pogodzić z czymś co potrafi powodować, że nie masz siły wstać z łóżka bo boli Cię wszystko od brzucha po kolana. Zabiera Ci chęci do życia i nie da się 'wyleczyć'. A jak nie można sie z czymś pogodzić, to trzeba zneutralizować przeciwnika!





Pozdrawiam Was z podróży i wakacji pod palmami.




środa, 13 września 2017

Tyle jesteś wart. ile myślą o Tobie inni.

Twoi rodzice piją a Ty wyróżniasz się na tle innych dzieci w Twojej klasy. Niestety nie w ten sposób w jaki byś chciał. Rzuca się w oczy jedynie znoszony plecak po 5 starszego rodzeństwa, brak kanapki w bocznej kieszonce i nieodrobione lekcje. Może nawet byś odrobił, ale mama nie kupiła ci kątomierza.

W szkole jesteś znany jako rozrabiaka i nieuk. Bo lepiej być znanym jako chuligan niż zupełnie anonimowym. Jednym z wielu dzieci na Twojej dzielnicy. Poza tym, dryblasy sąsiadów się Ciebie boją! Możesz dzięki temu chronić młodszą siostrę.

Pewnego dnia zmienia się nauczycielka historii. 'Młoda i głupia', postawiła Ci jedynkę na półrocze, naiwna facetka która myśli, że zmotywuje Cię do nauki. Choć byś chciał, to i tak nie masz książki. Zresztą na co, komu to potrzebne. Ważniejszą umiejętnością w Twoim świecie jest zakoszenie drobnych z plecaka 'bogatym' dzieciakom ze szkoły. Historia nie pomoże Ci przetrwać. 
Facetka jest tak głupia, że zamiast postawić Ci kosę na koniec roku, pozwolić powtórzyć klasę (nie pierwszy zresztą raz) postanawia wezwać matkę. Naiwna nie wie, że ona zalana do szkoły nie przyjdzie, wstanie na wieczór i znów się napije ale Ty jej przecież nie powiesz o co chodzi. Wzywa ją po raz drugi, mówisz, że mama pracuje na dwa etaty i nie ma kiedy przyjść. 'Głupia' Pani od historii zaczyna podejrzewać, że coś jest nie tak i mimo, iż nazwałeś ją przy klasie 'idiotką która może Ci naskoczyć' po końcu lekcji prosi abyś został. Zostajesz bo pewnie chce Ci wpisać kolejną idiotyczną uwagę, którą sam sobie podpiszesz.

Coś się jednak zaczyna dziać.

Nauczycielka mówi Ci, że jesteś zdolny i widzi w Tobie potencjał, pożycza Ci swoją książkę i mówi, że naprawdę szkoda marnować kolejny rok w tej samej klasie bo stać Ciebie na więcej. Mówi, że słyszała, że byłeś najlepszy na międzyszkolnych zawodach sportowych (wtedy jeszcze przynajmniej ojciec nie przepijał wszystkiego i dawał Ci te pare groszy na opłacenie zajęć dodatkowych). Mówi, że to świetnie bo przecież rozwój intelektualny z fizycznym współgrają. Możesz starać się o stypendium sportowe i nawet iść na studia, znajdą się fundusze. Mówi, że nie rozumie dlaczego robisz z siebie głupiego, przecież nauczyciele ani współuczniowie wiedzą, że taki nie jesteś. 
Ona gada i gada. Ty słuchasz. Jakoś tak Ci się troche lepiej robi. Bierzesz tą książkę, raz kozie śmierć.
Czytasz w domu, nawet to ciekawe, troche się wkręcasz. W efekcie z tej cholernej historii poprawiasz wszystkie oceny i na koniec masz 4. To jedyny taki przedmiot. Ale wiesz, że jesteś dobry. W wakacje idziesz pracować w sadzie, za zarobione pieniądze we wrześniu kupujesz używane podręczniki. Uczysz się i serio masz na to zajawkę. W efekcie Kończysz zawodówkę z wysoką średnią.

Poszedłeś dalej. Była praca, zaoczne LO dla dorosłych. Awans. Studia zaoczne. Jesteś właścicielem swojej firmy. Dobrze zarabiasz. Na płatne praktyki bierzesz tylko tych 'najgorszych' uczniów z zawodówki którą skończyłeś. I tym razem to Ty w nich wierzysz. BO KIEDYŚ KTOŚ UWIERZYŁ W CIEBIE.

To efekt aureoli.
Ta nauczycielka w gimbazie przepisała Ci takie dobre cechy, tak przekonująco, że sam w nie uwierzyłeś i taki też się stałeś.

Nie musisz być mądry, zdolny, piękny, pracowity. Przekonaj ludzi, że taki jesteś a gdy Ci uwierzą - taki się staniesz.
Czasem żeby być najlepszym, wystarczy uwierzyć - że jesteś.




czwartek, 7 września 2017

Jak ja bym zreformowała szkolnictwo!

Wszyscy teraz w śmiech, cóż ja mogę na temat szkolnictwa powiedzieć.
Śmieję się i ja, bo nie mam nic do powiedzenia. Mówić mogę, ale po co, nie jest ministrem, brak mi autorytetu. Ale mam bloga więc mogę pisać co zechcę.

A jako, że uczęszczałam do hmm... chyba 5 szkół w Polsce
[  1 - podstawowa i gimbaza
   2,3 - LO
   4,5 - Uczelnie Wyższe  ]
...to uważam, że coś na ten temat mogę już powiedzieć. Tym bardziej, że zawsze lubiłam oglądać filmy albo czytać babskie książki o dziewczynkach chodzących do szkoły w innych krajach.
Otóż.

Pierwszą rzeczą którą powinno się, a się nie robi - jest nauka 'uczenia się' !! Gdy ja przyszłam do szkoły, już od razu było coś tam do nauczenia się, a nikt nie powiedział nam jak to zrobić. Gdzieś tam wyżej w Szkole Podstawowej były już jakieś wzmianki o tym jak powinno się uczyć, jakieś mapy myśli, kolorowe długopisy blabla. Co z tego, skoro znaczna część dzieciaków nie wiedząc tego wcześniej uznała się za GŁUPIE i takie którym już w życiu z nauką się nie powiedzie. Śmieszne prawda? To spróbujcie powiedzieć to dziecku.
Ja dopiero na studiach doszłam to genialnego wniosku, że nauczyć się można wszystkiego. Nawet cyklu Krebsa i łacińskich nazw pasożytów. Kochani, ja się nawet nauczyłam schematu produkcji piwa!

Więc Drogi Rodzicu, zanim nazwiesz swoje dziecko głupim - 'patrz Jessica sąsiadów spod 2 ma same 5!' Uświadom sobie, że to Ty jesteś głupi, idz po rozum do głowy i popracuj ze swoim dzieckiem nad szukaniem dobrej dla niego metody nauki. Może okazać się, że zapamiętuje daty najlepiej po treningu pływania, a może najlepiej mu się uczy przy cichutkiej muzyce, a może woli mapy myśli, a może setki karteczek z zasadami ortorgaficznymi poprzyklejanymi po pokoju? [u mnie działało, zasady znam, tylko nie umiem korzystać :-D] kolorowe długopisy, zakreślacze, kredki, naklejki, cokolwiek. Nie ważny jest sposób, ważne jest to, że musi działać.
Musi. Bo nie ma dzieci głupich, są tylko takie które nie potrafią się uczyć.
Ale skąd mają umieć skoro nie zostały nauczone. Jest niewielki odsetek dzieci ambitnych, one same do tego dojdą z czasem. Ale nie wszystkie.
Sekretem uczenia się, jest uczenie się. Metodą prób i błędów.

I wcale nie jest tak, że dzieci uczą się szybciej niż dorośli. Dzieci mają zwyczajnie do tego c i e r p l i w o ś ć. Nie tak dawno przecież, ucząc się chodzić raz za razem rozbijały kolana. Dorośli nie chcą się uczyć, nie chcą się rozwijać, nie chcą robić nowych rzeczy. Mam nadzieję, że opatrzność uchroni mnie przed byciem takim 'dorosłym'.
Swoją drogą, ostatnio zastanawiałam się, kiedy to się stało, że nauczyłam się tak świetnie chodzić - że już się nie przewracam. Przecież pamiętam doskonale pół dzieciństwa z płaczem pod blokiem nad rozbitym kolanem i czekanie aż któreś z rodziców zejdzie z wodą utlenioną i opatrunkiem. Największy płacz był ze strachu przed tą wodą utlenioną, to tak piekło!!!

Za kilka lat będziesz się zastanawiał, czy Twoje dziecko lubi się uczyć - bo umie, czy umie - bo lubi.
Ja umiem się uczyć szybko, ale ciężko idzie mi zmuszanie do nauki rzeczy które nie będą mi potrzebne - szkoda mi wówczas czasu i 'miejsca w głowie'. Zresztą, nauczyłam się czegoś od Sherlocka Holmesa - wyrzucam z głowy informacje zbędne.

Mówi się, że aby zostać w czymś mistrzem, należy to robić przez 10tys godzin. Więc... aby zostać mistrzem w języku angielskim - karzesz dziecku uczyć się angielskich słówek przez 10tys godzin? Pomysł genialny i prosty. Ale wówczas stanie się ono mistrzem w nauce słówek a nie posługiwania się językiem obcym.
Jeżeli będziesz zmuszał dziecko do nauki, przez wiele godzin - stanie się ekspertem od szybkiej i owocnej nauki. Naucz dziecko wykorzystywać swoje umiejętności. Albo rzucaj je na głęboką wodę - jestem chodzącym przykładem takiego wychowania i w sumie... to jestem zadowolona.

Chodziłeś w Polsce na lekcje fizyki, biologii, chemii... Więc wiesz w jaki sposób nawet najciekawszą lekcję i najbardziej interesujący przedmiot można spie*dolić w szkole. O ludzie... ile ja sobie obiecywałam po pierwszych zajęciach z chemii czy fizy! Już czułam się naukowcem! A zapamiętałam jedynie pocieranie laski ebonitowej i szklanej. Sama w domu czytałam opisy doświadczeń i próbowałam je sobie wyobrazić. Jeśli chodzi o fizykę, to byłam mistrzem w rozwiązywaniu zadań. I przekształcaniu wzorów. A do jasnej cholewy, fizyka jest przecież taka ciekawa!

WF. Wiecie jak wyglądają zajęcia z wf w USA? Wiecie, że uczniak musi chodzić na zajęcia codziennie - przecież aktywność fizyczna wpiera działanie mózgu! Pomaga w nauce! Jasne!! Ale on tam wybiera sobie swoją aktywność! Czy to pilates, czy joga, może chce być cipliderką!

Matematyka. Nie lubiłam. Zawsze się nudziłam. Potegowania do 3 potęgi nauczyłam się na pamięć do jakiejś tam liczby i szybko ogarniałam resztę. Dwie nauczycielki matematyki wspominam dobrze. Umiały nauczyć nawet chłopaków, którzy z matmą mieli problemy, fakt, że trochę terrorem. Ale działało. Do dziś gdy się nudzę, liczę sobie deltę.

Historia. Miałam kiedyś w podstawówce fajną nauczycielkę. Przynosiła nam dodatkowe materiały, wymyślała fajowe zadania domowe. Chciało się je odrabiać. Była kreatywna. Lubiłam historię. A potem nuuuda...

Sztuka!
Nigdy nie lubiłam 'plastyki' bo zawsze miałam 5. Nie ma nic złego w 5, ale większość dziewczynek była utalenowana i miała 6. Ja nie byłam i nie miałam. A mi się było ciężko pogodzić z porażką... Aż... pewnego dnia, przyszła inna, młoda Pani :) I ta Pani mówiła mi, że super maluję i mam super pomysły i stawiała mi 6. Chodziłam na kółko do 'tej Pani' i malowałam jak szalona, to co trzeba, prace na kółko i jeszcze dodatkowe! Uczyłam się też o artystach epoki! Bo Pani odpytywała zanim postawiła 6 na koniec roku! O ludzie! Ile ja mogę mówić o twórcach Renesansu! Gdybyście zobaczyli mine mojej mamy jak zwiedzałyśmy Rzym a ja nadawałam! Ta wiedza przydała mi się jeszcze nie raz, na lekcjach Polskiego. No i co tu dużo mówić, ta 'Pani' dodała mi dużo wiary w moje możliwości, to dzięki niej miałam odwagę zarwać nockę aby narysować mapę wyprawy Prometeusza i przygotować wystąpienie które opowiedziałam klasie. To była praca dla chętnych. Dostałam wtedy 6. Było warto. I to było super. Jeśli chodzi o nauczycielki Polskiego to w zasadzie zawsze dobrze trafiałam. Były kreatywne i potrafiły zaciekawić. No i przymykały oko na moją ortografię ;-D
Wtedy, ta 'nowa Pani' nauczyła mnie, że nie muszę być zdolna, wystarczy, że będę kreatywna.
Pamiętam, jak kiedyś rysowałam jakąś kobietę w sukience, która robiła coś ze słomy. Rysowałam ją na wzór obrazu z książki, pamiętam, że nawet ładnie mi wyszło. Serio. Można coś tam wypracować ;-)

Czasem jest tak, że bardzo lubimy nauczyciela a jego przedmiot nam wcale nie podchodzi. Tak miałam z Francuskim. Naprawdę, początkowo chciałam się go nauczyć. Strasznie jarałam się Francją! Po roku nauki tego języka moim marzeniem było zwiedzić ten kraj. I udało się. Ale z nauką języka było ciężko, ten akcent... trudno, Francję zawsze będę lubić ;-D a nauczycielkę rewelacyjnie wspominać! Właśnie, moim zdaniem nauczyciele, powinni być nauczycielami z powołania! Kochać swoją pracę i spełniać się w niej! Takie osoby widać, serio. To jest piękne!
Wakacje też były mega!




Dzieci powinny uprawiać sport. Bez znaczenia jaki. Powinny aby ukształtować sobie dobre cechy charakteru. Wytrzymałość. Wolę walki. Może to i zabawnie brzmi, ale takie umiejętności im się przydadzą, chyba widzicie jakim charakterom się w tym kraju dobrze żyje?




środa, 6 września 2017

#SuperFoods. Ziemia okrzemkowa

Tylko wiecie jak to jest z tymi superfoodsami? Samo jedzenie ich, nawet na potęgę, bez patrzenia na swoją dietę i styl życia jest równe temu co załatwianie swoich potrzeb fizjologicznych codziennie na dywan [czytaj. sranie] i próbowanie tego zamieść.

Nie polecam. 
Jak coś robić, to robić. A jak nie robić to nie robić i skończyć głupie gadanie.

Ja im więcej czytam nt. Ziemi okrzemkowej, tym bardziej się nią jaram i nie wiem jakim cudem - wcześniej o niej nie słyszałam. 

Ziemia okrzemkowa.
Jest organiczną formą krzemu o dużej bioprzyswajalności (naturalnie uformowana mineralna skała osadowa, składająca się z pancerzyków okrzemek). 

Jak działa?
Cząsteczki ziemi okrzemkowej w obrazie mikroskopowym wyglądają jak cylindryczne, różnokształtne rurki z licznymi porami - przez które mogą wchłaniać mniejsze cząsteczki chemiczne. Posiadają one silnie ujemny ładunek elektryczny .
Natomiast wiele substancji szkodliwych i mikroorganizmów charakteryzuje się ładunkiem dodatnim. 
+ i - się przyciąga, to chyba każdy pamięta z pierwszych lekcji fizyki - to tak w nawiązaniu do początku roku szkolnego.
Ten prosty schemat pokazuje w jaki sposób ZO usuwa z nas zanieczyszczenia.

Właściwości.

  • wpływa korzystnie na procesy budulcowe tkanek kostnej i chrzęstnej.
  • oczyszcza organizm z toksyn
  • ma swój udział w syntezie kolagenu 
  • działa przeciwpasożytniczo
  • upiększa nasze włosy, skórę i paznokcie (gwarantuję, że lepiej niż większość specjalnych preparatów ogólnodostępnych)
  • zmniejsza absorpcję przez organizm amelinium aluminium.









Źródło:
-foodforum nr 4(20)/2017




środa, 30 sierpnia 2017

Co zrobić, gdy w życiu Ci nie wyszło?


Nie oczekuję już niczego od życia. A ty zmuszasz mnie, bym dojrzał bogactwa i horyzonty, które przerastają moją wyobraźnię. Teraz kiedy je zobaczyłem i przeczułem ogrom moich możliwości, czuję się gorzej niż kiedykolwiek przedtem. Bo wiem, że mogę zdobyć wszystko, tylko tego nie chcę (...)



Dobre pytanie, co?
Nie jestem pewna, czy jestem odpowiednią osobą aby pisać takie teksty, ale w zasadzie... gdybyście wiedzieli ile razy w życiu upadłam i leżałam z twarzą w błocie... na pewno bylibyście zdziwieni. Ho, ho... a ile razy podnosiłam a w zasadzie szarpałam ze sobą, wpadając w to błoto coraz głębiej... Teraz gdy o tym myślę... poracha.

W tym roku jak co roku uświadomiłam sobie, że coś mi nie wyjdzie. Tylko było tego trochę, dużo, bardzo dużo więcej. Wiecie, dla osoby która miała zaplanowane całe życie to mega cios gdy sypie się 7/8 planów... a nowych jak nie było, tak nie ma! Nie ma pomysłów, nie ma chęci.

Nauczona życiowym doświadczeniem, stwierdziłam, że trzeba zacząć się podnosić. I zaczęłam. W trochę złym momencie i nieumiejętnie. Czasem chyba lepiej odpuścić. Poczekać. Dać sobie czas. Zająć czymś głowę i nie myśleć o tym, co nas spotyka.

Odpuściłam.
Odpuściłam całą sobą.
Gdy zaczynam łapać się na niepotrzebnych rozmyśleniach, wyłączam myślenie. Trzeba czasem odpuścić. Wyluzować się. Nie planować. Nie ma nic złego w chwilowym braku motywacji czy pomysłu na życie. Nie wiem dlaczego takie banały najgorzej jest mi zrozumieć.

Na obecny moment, moje jedyne plany (i to wymyślone w ciągu ostatnich 3 tygodni) dotyczą tylko i wyłącznie celów rozwojowych. Jestem moją jedyną sferą nad którą mogę zapanować. A lubię wysokie poprzeczki, lubię czuć, że mogę, że coś robię, że stać mnie na więcej... i co najważniejsze. Nie mogę i nie potrafię wstawać i nie mieć sensu. To mnie zabija.


Czasem jedyną rzeczą którą możemy zrobić aby sobie pomóc, to odpuścić. I poddać się przeznaczeniu. Pomyśleć 'co ma być to będzie' i robić to, co powinniśmy robić. To co uważamy za słuszne. To co powinno prowadzić nas ku górze. Nikt z nas życia nie przyspieszy, choć bardzo byśmy chcieli.

Idę.




poniedziałek, 21 sierpnia 2017

Im więcej masz tłuszczu, tym mniejszy masz mózg.

Jeżeli utrata nadprogramowych kilogramów z uwagi na zdrowie do Ciebie nie przemawia, to może przemówi utrata wagi z uwagi na utratę zmysłów?

Komórki tłuszczowe nie są zaledwie zbiornikami w których odkłada się tłuszcz. Komórki tłuszczowe to organy hormonalne.
Kobiety lamentują nad tłustymi ramionami, udami, pupami, łydkami... nie zdając sobie sprawy z tego, że najbardziej niebezpieczny tłuszcz to ten trzewny, którego nawet nie widać...
W skrajnych przypadkach ujawnia się on w postaci opasłego brzucha - z tego powodu stosunek obwodu talii do bioder stanowi miarę zdrowia. Mianowicie, pozwala przewidzieć przyszłe schorzenia.

Tłuszcz trzewny jest zasiedlany przez białe krwinki powodujące stany zapalne. Wszystkie cząsteczki produkowane przez tłuszcz trafiają do wątroby - która generuje kolejne reakcje zapalne.

W 2005r przeprowadzono badanie na grupie 100 osób. Zmierzono obwody talii i bioder i zestawiono ze zmianami w strukturach mózgu.
Wyniki?
Im większy brzuch - tym mniejszy hipokamp. A jego działanie całkowicie zależy od rozmiaru.
Kolejne badania ukazują również, iż mózg obkurcza się z każdym dodatkowym kilogramem oraz... jak na ironię - im pokaźniejsza tusza, tym mniejszy mózg.

[aby dobrze Wam to zobrazować. Każdy z nas ma taką 'tempszą' czy ładniej mówiąc 'mniej inteligentną znajomą' która jak rzuci czasem jakimś hasłem z dupy, to nie wiecie jak zareagować. Ona ma właśnie mały hipokamp]

Kolejny projekt badawczy.
Przestudiowano mózgi 94 osób w przedziale wiekowym 70-79lat. Żaden z uczestników nie miał demencji ani innych schorzeń upośledzających zdolności poznawcze. Badanie trwało 5 lat, u osób z BMI > 30, odnotowano wygląd mózgu o ok. 16lat starszy niż wskazywała na to metryka badanego. Utrata tkanki mózgowej miała miejsce w płacie czołowym i skroniowym (osrodki odpowiedzialne za przechowywanie wspomnień i podejmowanie decyzji).

Ja doskonale wiem, że perspektywa jest bardzo odległa i kto by się tam przejmował tym, co będzie za 50 czy 60lat. Ale warto zadbać o swoją dietę już dziś, nie pozwól aby Twoi bliscy męczyli się z Tobą na starość!







-C.Geroldi i in. 'Insulin Resistance in Cognitive Impairment'
-C.A Raji i in. 'Brain Structure and Obesity'
-'Brain Grain' Dr David Perlmutter
niedziela, 13 sierpnia 2017

Dlaczego nie biorę leków przeciwbólowych?

No litości ludzkości. Przecież zdrowego człowieka nie ma prawa nic boleć!!


Czy jesteście sobie w stanie wyobrazić, że pewnego razu wzięłam 7 Ketonali i ból nie ustąpił? Wspominałam o tym lekarzom latami, zawsze słyszałam, że... przecież wszystkie kobiety to przechodzą. Wspominałam znajomym to słyszałam, że się ze sobą pieszczę.
Nie, ja wcale nie mam niskiego progu bólowego, mam wręcz bardzo wysoki bo niewiele jest kobiet które z 'bólem porodowym' idą do pracy, czy też do szkoły.

Od dziecka zmagam się z silnymi migrenami. Teraz od kiedy się obserwuję wiem, że migrena wystąpi w chwili silnego stresu, odwodnienia albo następnego dnia po wciąganiu słodyczy (obwiniam za to syrop glukozowo-fruktozowy), jeżeli raz na jakiś czas zjem ciastko z mąki pszennej - zazwyczaj rano dnia kolejnego też męczy mnie migrena.
Tak na marginesie, to nie jest zwykły ból głowy, z bólem głowy można góry przenosić, z migreną trzeba uważać, żeby nie zwymiotować wstając z łóżka.

Nie piszę tego, żebyście zobaczyli jaka ze mnie bohaterka, bo nie biorę tabletek. Piszę to, żebyście zrozumieli, że trzeba siebie obserwować. Jeżeli coś Was boli i nie jest to ból 'jakiś tam chwilowy' to znaczy, że jest to powód do niepokoju. 
Teraz to może być 'mały pikuś', ale może wróżyć poważne problemy w przyszłości.

Trzeba naprawdę męczyć lekarzy i badać się we własnym zakresie. Bo to nigdy nie jest normalne.
Jeżeli macie problemy ze strony układu pokarmowego lub nerwowego, proponuję założyć sobie zeszyt i zapisywać co jecie, będziecie wtedy mogli namierzyć winowajcę. Czasem wystarczy niewielka modyfikacja diety żeby poczuć się naprawdę dobrze i nie dopuścić do poważnych problemów.








sobota, 5 sierpnia 2017

Co może robić dietetyk w Opolu, czyli praktyki w Ajwen.


Tadam!
Ostatnie tygodnie spędziłam w Opolu, gdzie miałam możliwość uczyć się od najlepszych dietetyków w Polsce! :)
Prawda, że siedziba jest w pięknym miejscu? Ja swoją ulubioną zieloną herbatkę, w urodzinowym kubku piłam zawsze patrząc na ten ładny kanał :)


Zajadałam się w VegeQuchni - pokochałam vegańskie jedzenie za jego inność :) no i cóż... brak chemicznych dodatków :)
Ale tak najbardziej za te nieznane smaki. ^^ Tu spożywam zapiekankę z kaszy gryczanej, bakłażana i pomidorków, która 'troszeczke' ostra, nie dawała się przełknąć bez sałatek... ale była mega!










Opole jest bardzo ładne, z jednej strony jest w nim 'wszystko' z drugiej nie ma biegających i spieszących się ludzi. Jest piękne i takie trochę jak z bajki. Jest też zielone i płynie w nim sporo wody. No i ma swoją wyspę. 
Gdybyście kiedyś rozważali wyprowadzkę - Kraków, Wrocław, Warszawa czy Poznań, to ja polecam Opole :)
No oczywiście jeżeli nie lubicie dużych miast - jak ja.

W Opolu też zobaczyłam po raz pierwszy Barszcz Sosnowskiego, bardzo dużo Barszczu Sosnowskiego. Oczywiście już 'spalony'. Ale dla mnie to i tak szok, bo u mnie nigdy go nie widziałam.

No i poznałam super śmiesznych ludzi <3 z którymi spędzałam czas - w pracy, na pracy! I po pracy na wiadomo... JEDZENIU, opalaniu, rozmawianiu, zakupach i innych 'babskich' rzeczach :-D

Nie ćwiczyłam 3 tygodnie!! Ale spokojnie, nadrobię :)