Menu
środa, 27 września 2017

Jak będąc za granicą mówisz o Polsce? Czyli Polak o Polsce 'ale tam nic nie ma'.

Nawet nie zdajecie sobie sprawy ile razy podczas tych wakacji słyszałam, że mówię takim pięknym, śpiewnym, melodyjnym, latynoskim [?] językiem.

Nigdy nie pomyślałam, że nasz Polski język może być ładny. 

Nigdy nie myślałam, że 'przeciętnej urody Polka' może uchodzić za prawdziwą 'piękność' za granicą. Nigdy nawet nie uważałam Polek za urodziwe. Przecież większość z nas ma nijakie szare lub niebieskie oczy, nijakie mysie włosy, nijaki kształt oka, nosy jak ziemniaczki, niewielkie usta i mało regularne rysy twarzy.
A jednak.

Na świecie utrzymuje się stereotyp Polaka, który przyjechał z komunistycznego kraju, w którym nic nie ma [ani morza ani gór, skoro jeździmy na wakacje za granicę]. Jest zimno. Ludzie są niewykształceni i pracują za śmieszne stawki. Dużo też pijemy i przeklinamy.

Szkoda, że ludzie za granicą nie pomyślą, że ich przekonanie o Polsce wynika z ich braków w wykształceniu. 
Bywają 'typowi Polacy za granicą'. Ale to nie jest wielki odsetek. 

Będąc we Włoskich Dolomitach, poznałam kilka kobiet [dodam, że pięknych] których jedno z dziadków było pochodzenia Polskiego i osoby te wiedziały, że Polska jest bardzo ładna - bo odwiedziły ją w dzieciństwie. Mówiły, że planują jeszcze kiedyś tam pojechać i być może nauczyć się więcej niż 'dzień dobry'. 

Cholewa, zaczęłam się zastanawiać, dlaczego w zasadzie my tak jaramy się krajami znajdującymi się w innej szerokości geograficznej niż nasza, a do nas raczej nikt na wakacje nie przyjeżdża? Dlaczego my nie mówimy za granicą o tym jak u nas jest pięknie?! Dlaczego uważamy, że u nas 'nic nie ma'?
Dlaczego Włosi jeżdżą na wakacje do Włoch? Gdy zapytasz Włocha jaka jest Italia, odpowie bez zastanowienia, że piękna. Włoch gdy tylko zauważy, że kaleczysz jego język podejdzie i zapyta skąd jesteś i czy Ci się tu podoba. Wielokrotnie byłam pytana... dlaczego nie przeprowadzę się tu na stałe?! Dla nich dziwnym jest to, że ktoś może nie chcieć tam żyć. 
Dlaczego my nie mamy takiej pewności siebie odnośnie naszego kraju?
Czy my mamy jakiś kompleks Polskości?

Przecież mamy mega 'piękną' historię naszego kraju. Zamki. Lasy które rosną 'jak chcą', pałace i dworki, kościoły. Morze nad którym słońce wschodzi i zachodzi - tak, też uważałam to za zupełnie oczywiste... ale to wcale nie jest takie oczywiste, to nasze morze jest wyjątkowe. Tatry. Bieszczady, których jezioro Solińskie może i zupełnie różne niż jezioro Garda - ma swój mega unikatowy klimat i urodą co prawda inną, ale powala. Mazury! Wrocław. którym możemy się poszczycić. 4 pory roku. Dla nas tak oczywiste a dla mieszkańców innych części świata totalnie abstrakcyjne. Śnieg w zimie. Nawet nie zdajemy sobie sprawy z tego, że spora część ludzi na świecie nigdy nie zobaczyła śniegu. Chmielaki, Dożynki i inne! Jedzenie regionalne! ahh... goloneczka!
Taniutkie podroby! To co w wielu krajach jest prawdziwym rarytasem u nas to zwykły odpad w śmiesznej cenie! Mega dużo gatunków jabłek! Roztocze! Kapliczki przy drodze! Polskie wesela! Tak, te imprezy wśród obcokrajowców w nich uczestniczących odbijają się prawdziwym echem jako coś zupełnie niezwykłego i szalonego! Gwary! Uczonych którzy przyłożyli rękę do postępu cywilizacji! Pizze z ketchupem! Gramatykę i ortografię :-D Pierogi! I miliony ich rodzajów. Stroje ludowe. Posługujemy się min. 1 językiem obcym! Bierzemy śluby w młodym wieku i szybko wyprowadzamy się od rodziców - dla Włochów gdzie średnia wieku w którym zmienia się stan cywilny to jakieś hmm... 35-40lat? To jakaś totalna abstrakcja i obraza dla rodziny!

Kobiety!
Mamy też piękne, wykształcone, pracowite kobiety! Serio. Dla nas to takie zwyczajne, że kobieta się uczy, pracuje, zajmuje domem i umie jeszcze ściany pomalować.

no i Rap. Serio.
[tak, wiele razy słyszałam, że nie pasuję do muzyki której słucham... ale wiecie jak to jest... w sercu mym <3 ulica! :P]

Jakoś inaczej popatrzyłam na swój kraj i język. Nawet na to co mnie w nich irytuje. Już nigdy nie powiem, że w Polsce przecież 'nic nie ma'. Bo jest. To samo, co w krajach które odwiedziłam. Po prostu dla mnie, to było takie 'oczywiste' ;-)
Mówmy o sobie dobrze, nikt inny za nas tego nie zrobi! A myślę, że mamy tak wspaniały kraj, że warto tu przyjeżdżać. Inwestować. Wydawać. 





wtorek, 19 września 2017

Dieta przy endometriozie.

Endometrioza z dietą jest związana niczym tlen z wodorem.

Co jeść a czego nie jeść, dlaczego przez endometriozę jestem gruba? [serio? przez endo?], dlaczego mam ciąglę anemię? Dlaczego mam depresję? Dlaczego jestem osłabiona? Dlaczego nie mam siły i chęci wstać z łóżka? Dlaczego wszystko mnie boli? Dlaczego miesiączka trwa u mnie 14dni? Dlaczego mam ciągłe mdłości? Dlaczego jest mi zimno? Dlaczego mam migreny i światłowstręt?
Dlaczego, dlaczego, dlaczego do jasnej cholery to ja muszę być tą 10?!

Można 'normalnie' funkcjonować mając endometriozę. Można. Ale prawda jest taka, że trzeba jej podporządkować całe swoje życie. A nie oszukujmy się, łatwiej jest brać tabletki i zganiać na chorobę wszystkie swoje niepowodzenia.

Jaka dieta jest więc najlepsza?
Przeciwzapalna!
Najlepiej wyeliminować całą żywność przetworzoną i wszystko na co mamy nietolerancje no i chyba oczywiste, że również prozapalne tłuszcze trans, alkohol i żywność modyfikowaną.
Niestety ale i kawę - pobudza endometrium do wzrostu.

Co warto jeść?
  • Zielone warzywa!
  • Owoce - ale tutaj bym uważała, aby nie obciążyć wątroby, która przy endo i tak nie działa rewelacyjnie
  • Kasze! 
  • Przeciwzapalne przyprawy: Kurkuma, imbir, czosnek, cebulka, bazylia, chili, rozmaryn, tymianek, cynamon, oregano i czarnuszka.
  • Suplementy: Selen - w badaniu na krowach, krowy którym gospodarz nie suplementował Se - chorowały! Omega-3, EPA, DHA wiadomo - przeciwzapalne, wit. D. Witaminy z gr B, C, E, Magnez.
  • Tłuste ryby morskie
  • Pij bardzo, bardzo dużo wody. Ja dużo gorzej znoszę miesiączkę gdy piję mniej niż 2l samej wody. Boli dużo bardziej (dużo to dla mnie wtedy gdy nie mogę nic robić, nawet leżeć) i trwa dłużej. Nawet ponad 10dni.
Styl życia
  • Nie stresuj się. Wiem, że łatwo powiedzieć. Ale jesteś jedyną osobą odpowiedzialną za Twoje zdrowie i co z tym zrobisz to już Twoja sprawa.
  • Wysypiaj się - niedosypianie to również stres!
  • Bądz aktywna. Uprawiaj sport, najlepiej na łonie natury! Zrelaksujesz się, schudniesz [obniżysz tym samym poziom estrogenów], dotlenisz i nie dopuścisz do powstawania zrostów.
  • Zacznij się odżywiać a nie tylko jeść. To, że zjadłeś mega zdrowy posiłek, nie znaczy, że czerpałeś z niego składniki. Być może wszystko przeleciało przez Twój przewód pokarmowy, więc zadbaj o jego dobrą kondycję od początku, do końca ;-) kondycja jelit przy endometriozie jest mega ważna. W zasadzie istnieje przypuszczenie, że endo jest jedynie skutkiem chorego układu pokarmowego.
  • Kontroluj parametry krwi nie rzadziej niż raz na 3 miesiące.
Kontroluj wyniki tarczycy, bo endo często wiąże się z niedoczynnością. 

I pamiętaj, że niekiedy nawet 100% trzymanie się założeń powoduje, że przychodzą te gorsze dni. Trudno. Choroba jest bolesna jak jasna cholera, ale nie omija nikogo. Chorują celebrytki, choruję ja - a podobno zawsze jestem pozytywna i mam dobry humor. Nie zawsze, serio ;-D

Psychosomatyka mówi o endometriozie jako o chorobie kobiet sukcesu. Które mają dużo męskiej energii. Walczą o swoje. Można powiedzieć, że nam wszystkim - przysłodziła pojawiając się!!

Nie napiszę nikomu, że należy się z nią pogodzić. Osobiście uważam, że nie da się pogodzić z czymś co potrafi powodować, że nie masz siły wstać z łóżka bo boli Cię wszystko od brzucha po kolana. Zabiera Ci chęci do życia i nie da się 'wyleczyć'. A jak nie można sie z czymś pogodzić, to trzeba zneutralizować przeciwnika!





Pozdrawiam Was z podróży i wakacji pod palmami.




środa, 13 września 2017

Tyle jesteś wart. ile myślą o Tobie inni.

Twoi rodzice piją a Ty wyróżniasz się na tle innych dzieci w Twojej klasy. Niestety nie w ten sposób w jaki byś chciał. Rzuca się w oczy jedynie znoszony plecak po 5 starszego rodzeństwa, brak kanapki w bocznej kieszonce i nieodrobione lekcje. Może nawet byś odrobił, ale mama nie kupiła ci kątomierza.

W szkole jesteś znany jako rozrabiaka i nieuk. Bo lepiej być znanym jako chuligan niż zupełnie anonimowym. Jednym z wielu dzieci na Twojej dzielnicy. Poza tym, dryblasy sąsiadów się Ciebie boją! Możesz dzięki temu chronić młodszą siostrę.

Pewnego dnia zmienia się nauczycielka historii. 'Młoda i głupia', postawiła Ci jedynkę na półrocze, naiwna facetka która myśli, że zmotywuje Cię do nauki. Choć byś chciał, to i tak nie masz książki. Zresztą na co, komu to potrzebne. Ważniejszą umiejętnością w Twoim świecie jest zakoszenie drobnych z plecaka 'bogatym' dzieciakom ze szkoły. Historia nie pomoże Ci przetrwać. 
Facetka jest tak głupia, że zamiast postawić Ci kosę na koniec roku, pozwolić powtórzyć klasę (nie pierwszy zresztą raz) postanawia wezwać matkę. Naiwna nie wie, że ona zalana do szkoły nie przyjdzie, wstanie na wieczór i znów się napije ale Ty jej przecież nie powiesz o co chodzi. Wzywa ją po raz drugi, mówisz, że mama pracuje na dwa etaty i nie ma kiedy przyjść. 'Głupia' Pani od historii zaczyna podejrzewać, że coś jest nie tak i mimo, iż nazwałeś ją przy klasie 'idiotką która może Ci naskoczyć' po końcu lekcji prosi abyś został. Zostajesz bo pewnie chce Ci wpisać kolejną idiotyczną uwagę, którą sam sobie podpiszesz.

Coś się jednak zaczyna dziać.

Nauczycielka mówi Ci, że jesteś zdolny i widzi w Tobie potencjał, pożycza Ci swoją książkę i mówi, że naprawdę szkoda marnować kolejny rok w tej samej klasie bo stać Ciebie na więcej. Mówi, że słyszała, że byłeś najlepszy na międzyszkolnych zawodach sportowych (wtedy jeszcze przynajmniej ojciec nie przepijał wszystkiego i dawał Ci te pare groszy na opłacenie zajęć dodatkowych). Mówi, że to świetnie bo przecież rozwój intelektualny z fizycznym współgrają. Możesz starać się o stypendium sportowe i nawet iść na studia, znajdą się fundusze. Mówi, że nie rozumie dlaczego robisz z siebie głupiego, przecież nauczyciele ani współuczniowie wiedzą, że taki nie jesteś. 
Ona gada i gada. Ty słuchasz. Jakoś tak Ci się troche lepiej robi. Bierzesz tą książkę, raz kozie śmierć.
Czytasz w domu, nawet to ciekawe, troche się wkręcasz. W efekcie z tej cholernej historii poprawiasz wszystkie oceny i na koniec masz 4. To jedyny taki przedmiot. Ale wiesz, że jesteś dobry. W wakacje idziesz pracować w sadzie, za zarobione pieniądze we wrześniu kupujesz używane podręczniki. Uczysz się i serio masz na to zajawkę. W efekcie Kończysz zawodówkę z wysoką średnią.

Poszedłeś dalej. Była praca, zaoczne LO dla dorosłych. Awans. Studia zaoczne. Jesteś właścicielem swojej firmy. Dobrze zarabiasz. Na płatne praktyki bierzesz tylko tych 'najgorszych' uczniów z zawodówki którą skończyłeś. I tym razem to Ty w nich wierzysz. BO KIEDYŚ KTOŚ UWIERZYŁ W CIEBIE.

To efekt aureoli.
Ta nauczycielka w gimbazie przepisała Ci takie dobre cechy, tak przekonująco, że sam w nie uwierzyłeś i taki też się stałeś.

Nie musisz być mądry, zdolny, piękny, pracowity. Przekonaj ludzi, że taki jesteś a gdy Ci uwierzą - taki się staniesz.
Czasem żeby być najlepszym, wystarczy uwierzyć - że jesteś.




czwartek, 7 września 2017

Jak ja bym zreformowała szkolnictwo!

Wszyscy teraz w śmiech, cóż ja mogę na temat szkolnictwa powiedzieć.
Śmieję się i ja, bo nie mam nic do powiedzenia. Mówić mogę, ale po co, nie jest ministrem, brak mi autorytetu. Ale mam bloga więc mogę pisać co zechcę.

A jako, że uczęszczałam do hmm... chyba 5 szkół w Polsce
[  1 - podstawowa i gimbaza
   2,3 - LO
   4,5 - Uczelnie Wyższe  ]
...to uważam, że coś na ten temat mogę już powiedzieć. Tym bardziej, że zawsze lubiłam oglądać filmy albo czytać babskie książki o dziewczynkach chodzących do szkoły w innych krajach.
Otóż.

Pierwszą rzeczą którą powinno się, a się nie robi - jest nauka 'uczenia się' !! Gdy ja przyszłam do szkoły, już od razu było coś tam do nauczenia się, a nikt nie powiedział nam jak to zrobić. Gdzieś tam wyżej w Szkole Podstawowej były już jakieś wzmianki o tym jak powinno się uczyć, jakieś mapy myśli, kolorowe długopisy blabla. Co z tego, skoro znaczna część dzieciaków nie wiedząc tego wcześniej uznała się za GŁUPIE i takie którym już w życiu z nauką się nie powiedzie. Śmieszne prawda? To spróbujcie powiedzieć to dziecku.
Ja dopiero na studiach doszłam to genialnego wniosku, że nauczyć się można wszystkiego. Nawet cyklu Krebsa i łacińskich nazw pasożytów. Kochani, ja się nawet nauczyłam schematu produkcji piwa!

Więc Drogi Rodzicu, zanim nazwiesz swoje dziecko głupim - 'patrz Jessica sąsiadów spod 2 ma same 5!' Uświadom sobie, że to Ty jesteś głupi, idz po rozum do głowy i popracuj ze swoim dzieckiem nad szukaniem dobrej dla niego metody nauki. Może okazać się, że zapamiętuje daty najlepiej po treningu pływania, a może najlepiej mu się uczy przy cichutkiej muzyce, a może woli mapy myśli, a może setki karteczek z zasadami ortorgaficznymi poprzyklejanymi po pokoju? [u mnie działało, zasady znam, tylko nie umiem korzystać :-D] kolorowe długopisy, zakreślacze, kredki, naklejki, cokolwiek. Nie ważny jest sposób, ważne jest to, że musi działać.
Musi. Bo nie ma dzieci głupich, są tylko takie które nie potrafią się uczyć.
Ale skąd mają umieć skoro nie zostały nauczone. Jest niewielki odsetek dzieci ambitnych, one same do tego dojdą z czasem. Ale nie wszystkie.
Sekretem uczenia się, jest uczenie się. Metodą prób i błędów.

I wcale nie jest tak, że dzieci uczą się szybciej niż dorośli. Dzieci mają zwyczajnie do tego c i e r p l i w o ś ć. Nie tak dawno przecież, ucząc się chodzić raz za razem rozbijały kolana. Dorośli nie chcą się uczyć, nie chcą się rozwijać, nie chcą robić nowych rzeczy. Mam nadzieję, że opatrzność uchroni mnie przed byciem takim 'dorosłym'.
Swoją drogą, ostatnio zastanawiałam się, kiedy to się stało, że nauczyłam się tak świetnie chodzić - że już się nie przewracam. Przecież pamiętam doskonale pół dzieciństwa z płaczem pod blokiem nad rozbitym kolanem i czekanie aż któreś z rodziców zejdzie z wodą utlenioną i opatrunkiem. Największy płacz był ze strachu przed tą wodą utlenioną, to tak piekło!!!

Za kilka lat będziesz się zastanawiał, czy Twoje dziecko lubi się uczyć - bo umie, czy umie - bo lubi.
Ja umiem się uczyć szybko, ale ciężko idzie mi zmuszanie do nauki rzeczy które nie będą mi potrzebne - szkoda mi wówczas czasu i 'miejsca w głowie'. Zresztą, nauczyłam się czegoś od Sherlocka Holmesa - wyrzucam z głowy informacje zbędne.

Mówi się, że aby zostać w czymś mistrzem, należy to robić przez 10tys godzin. Więc... aby zostać mistrzem w języku angielskim - karzesz dziecku uczyć się angielskich słówek przez 10tys godzin? Pomysł genialny i prosty. Ale wówczas stanie się ono mistrzem w nauce słówek a nie posługiwania się językiem obcym.
Jeżeli będziesz zmuszał dziecko do nauki, przez wiele godzin - stanie się ekspertem od szybkiej i owocnej nauki. Naucz dziecko wykorzystywać swoje umiejętności. Albo rzucaj je na głęboką wodę - jestem chodzącym przykładem takiego wychowania i w sumie... to jestem zadowolona.

Chodziłeś w Polsce na lekcje fizyki, biologii, chemii... Więc wiesz w jaki sposób nawet najciekawszą lekcję i najbardziej interesujący przedmiot można spie*dolić w szkole. O ludzie... ile ja sobie obiecywałam po pierwszych zajęciach z chemii czy fizy! Już czułam się naukowcem! A zapamiętałam jedynie pocieranie laski ebonitowej i szklanej. Sama w domu czytałam opisy doświadczeń i próbowałam je sobie wyobrazić. Jeśli chodzi o fizykę, to byłam mistrzem w rozwiązywaniu zadań. I przekształcaniu wzorów. A do jasnej cholewy, fizyka jest przecież taka ciekawa!

WF. Wiecie jak wyglądają zajęcia z wf w USA? Wiecie, że uczniak musi chodzić na zajęcia codziennie - przecież aktywność fizyczna wpiera działanie mózgu! Pomaga w nauce! Jasne!! Ale on tam wybiera sobie swoją aktywność! Czy to pilates, czy joga, może chce być cipliderką!

Matematyka. Nie lubiłam. Zawsze się nudziłam. Potegowania do 3 potęgi nauczyłam się na pamięć do jakiejś tam liczby i szybko ogarniałam resztę. Dwie nauczycielki matematyki wspominam dobrze. Umiały nauczyć nawet chłopaków, którzy z matmą mieli problemy, fakt, że trochę terrorem. Ale działało. Do dziś gdy się nudzę, liczę sobie deltę.

Historia. Miałam kiedyś w podstawówce fajną nauczycielkę. Przynosiła nam dodatkowe materiały, wymyślała fajowe zadania domowe. Chciało się je odrabiać. Była kreatywna. Lubiłam historię. A potem nuuuda...

Sztuka!
Nigdy nie lubiłam 'plastyki' bo zawsze miałam 5. Nie ma nic złego w 5, ale większość dziewczynek była utalenowana i miała 6. Ja nie byłam i nie miałam. A mi się było ciężko pogodzić z porażką... Aż... pewnego dnia, przyszła inna, młoda Pani :) I ta Pani mówiła mi, że super maluję i mam super pomysły i stawiała mi 6. Chodziłam na kółko do 'tej Pani' i malowałam jak szalona, to co trzeba, prace na kółko i jeszcze dodatkowe! Uczyłam się też o artystach epoki! Bo Pani odpytywała zanim postawiła 6 na koniec roku! O ludzie! Ile ja mogę mówić o twórcach Renesansu! Gdybyście zobaczyli mine mojej mamy jak zwiedzałyśmy Rzym a ja nadawałam! Ta wiedza przydała mi się jeszcze nie raz, na lekcjach Polskiego. No i co tu dużo mówić, ta 'Pani' dodała mi dużo wiary w moje możliwości, to dzięki niej miałam odwagę zarwać nockę aby narysować mapę wyprawy Prometeusza i przygotować wystąpienie które opowiedziałam klasie. To była praca dla chętnych. Dostałam wtedy 6. Było warto. I to było super. Jeśli chodzi o nauczycielki Polskiego to w zasadzie zawsze dobrze trafiałam. Były kreatywne i potrafiły zaciekawić. No i przymykały oko na moją ortografię ;-D
Wtedy, ta 'nowa Pani' nauczyła mnie, że nie muszę być zdolna, wystarczy, że będę kreatywna.
Pamiętam, jak kiedyś rysowałam jakąś kobietę w sukience, która robiła coś ze słomy. Rysowałam ją na wzór obrazu z książki, pamiętam, że nawet ładnie mi wyszło. Serio. Można coś tam wypracować ;-)

Czasem jest tak, że bardzo lubimy nauczyciela a jego przedmiot nam wcale nie podchodzi. Tak miałam z Francuskim. Naprawdę, początkowo chciałam się go nauczyć. Strasznie jarałam się Francją! Po roku nauki tego języka moim marzeniem było zwiedzić ten kraj. I udało się. Ale z nauką języka było ciężko, ten akcent... trudno, Francję zawsze będę lubić ;-D a nauczycielkę rewelacyjnie wspominać! Właśnie, moim zdaniem nauczyciele, powinni być nauczycielami z powołania! Kochać swoją pracę i spełniać się w niej! Takie osoby widać, serio. To jest piękne!
Wakacje też były mega!




Dzieci powinny uprawiać sport. Bez znaczenia jaki. Powinny aby ukształtować sobie dobre cechy charakteru. Wytrzymałość. Wolę walki. Może to i zabawnie brzmi, ale takie umiejętności im się przydadzą, chyba widzicie jakim charakterom się w tym kraju dobrze żyje?




środa, 6 września 2017

#SuperFoods. Ziemia okrzemkowa

Tylko wiecie jak to jest z tymi superfoodsami? Samo jedzenie ich, nawet na potęgę, bez patrzenia na swoją dietę i styl życia jest równe temu co załatwianie swoich potrzeb fizjologicznych codziennie na dywan [czytaj. sranie] i próbowanie tego zamieść.

Nie polecam. 
Jak coś robić, to robić. A jak nie robić to nie robić i skończyć głupie gadanie.

Ja im więcej czytam nt. Ziemi okrzemkowej, tym bardziej się nią jaram i nie wiem jakim cudem - wcześniej o niej nie słyszałam. 

Ziemia okrzemkowa.
Jest organiczną formą krzemu o dużej bioprzyswajalności (naturalnie uformowana mineralna skała osadowa, składająca się z pancerzyków okrzemek). 

Jak działa?
Cząsteczki ziemi okrzemkowej w obrazie mikroskopowym wyglądają jak cylindryczne, różnokształtne rurki z licznymi porami - przez które mogą wchłaniać mniejsze cząsteczki chemiczne. Posiadają one silnie ujemny ładunek elektryczny .
Natomiast wiele substancji szkodliwych i mikroorganizmów charakteryzuje się ładunkiem dodatnim. 
+ i - się przyciąga, to chyba każdy pamięta z pierwszych lekcji fizyki - to tak w nawiązaniu do początku roku szkolnego.
Ten prosty schemat pokazuje w jaki sposób ZO usuwa z nas zanieczyszczenia.

Właściwości.

  • wpływa korzystnie na procesy budulcowe tkanek kostnej i chrzęstnej.
  • oczyszcza organizm z toksyn
  • ma swój udział w syntezie kolagenu 
  • działa przeciwpasożytniczo
  • upiększa nasze włosy, skórę i paznokcie (gwarantuję, że lepiej niż większość specjalnych preparatów ogólnodostępnych)
  • zmniejsza absorpcję przez organizm amelinium aluminium.









Źródło:
-foodforum nr 4(20)/2017