Menu
czwartek, 7 września 2017

Jak ja bym zreformowała szkolnictwo!

Wszyscy teraz w śmiech, cóż ja mogę na temat szkolnictwa powiedzieć.
Śmieję się i ja, bo nie mam nic do powiedzenia. Mówić mogę, ale po co, nie jest ministrem, brak mi autorytetu. Ale mam bloga więc mogę pisać co zechcę.

A jako, że uczęszczałam do hmm... chyba 5 szkół w Polsce
[  1 - podstawowa i gimbaza
   2,3 - LO
   4,5 - Uczelnie Wyższe  ]
...to uważam, że coś na ten temat mogę już powiedzieć. Tym bardziej, że zawsze lubiłam oglądać filmy albo czytać babskie książki o dziewczynkach chodzących do szkoły w innych krajach.
Otóż.

Pierwszą rzeczą którą powinno się, a się nie robi - jest nauka 'uczenia się' !! Gdy ja przyszłam do szkoły, już od razu było coś tam do nauczenia się, a nikt nie powiedział nam jak to zrobić. Gdzieś tam wyżej w Szkole Podstawowej były już jakieś wzmianki o tym jak powinno się uczyć, jakieś mapy myśli, kolorowe długopisy blabla. Co z tego, skoro znaczna część dzieciaków nie wiedząc tego wcześniej uznała się za GŁUPIE i takie którym już w życiu z nauką się nie powiedzie. Śmieszne prawda? To spróbujcie powiedzieć to dziecku.
Ja dopiero na studiach doszłam to genialnego wniosku, że nauczyć się można wszystkiego. Nawet cyklu Krebsa i łacińskich nazw pasożytów. Kochani, ja się nawet nauczyłam schematu produkcji piwa!

Więc Drogi Rodzicu, zanim nazwiesz swoje dziecko głupim - 'patrz Jessica sąsiadów spod 2 ma same 5!' Uświadom sobie, że to Ty jesteś głupi, idz po rozum do głowy i popracuj ze swoim dzieckiem nad szukaniem dobrej dla niego metody nauki. Może okazać się, że zapamiętuje daty najlepiej po treningu pływania, a może najlepiej mu się uczy przy cichutkiej muzyce, a może woli mapy myśli, a może setki karteczek z zasadami ortorgaficznymi poprzyklejanymi po pokoju? [u mnie działało, zasady znam, tylko nie umiem korzystać :-D] kolorowe długopisy, zakreślacze, kredki, naklejki, cokolwiek. Nie ważny jest sposób, ważne jest to, że musi działać.
Musi. Bo nie ma dzieci głupich, są tylko takie które nie potrafią się uczyć.
Ale skąd mają umieć skoro nie zostały nauczone. Jest niewielki odsetek dzieci ambitnych, one same do tego dojdą z czasem. Ale nie wszystkie.
Sekretem uczenia się, jest uczenie się. Metodą prób i błędów.

I wcale nie jest tak, że dzieci uczą się szybciej niż dorośli. Dzieci mają zwyczajnie do tego c i e r p l i w o ś ć. Nie tak dawno przecież, ucząc się chodzić raz za razem rozbijały kolana. Dorośli nie chcą się uczyć, nie chcą się rozwijać, nie chcą robić nowych rzeczy. Mam nadzieję, że opatrzność uchroni mnie przed byciem takim 'dorosłym'.
Swoją drogą, ostatnio zastanawiałam się, kiedy to się stało, że nauczyłam się tak świetnie chodzić - że już się nie przewracam. Przecież pamiętam doskonale pół dzieciństwa z płaczem pod blokiem nad rozbitym kolanem i czekanie aż któreś z rodziców zejdzie z wodą utlenioną i opatrunkiem. Największy płacz był ze strachu przed tą wodą utlenioną, to tak piekło!!!

Za kilka lat będziesz się zastanawiał, czy Twoje dziecko lubi się uczyć - bo umie, czy umie - bo lubi.
Ja umiem się uczyć szybko, ale ciężko idzie mi zmuszanie do nauki rzeczy które nie będą mi potrzebne - szkoda mi wówczas czasu i 'miejsca w głowie'. Zresztą, nauczyłam się czegoś od Sherlocka Holmesa - wyrzucam z głowy informacje zbędne.

Mówi się, że aby zostać w czymś mistrzem, należy to robić przez 10tys godzin. Więc... aby zostać mistrzem w języku angielskim - karzesz dziecku uczyć się angielskich słówek przez 10tys godzin? Pomysł genialny i prosty. Ale wówczas stanie się ono mistrzem w nauce słówek a nie posługiwania się językiem obcym.
Jeżeli będziesz zmuszał dziecko do nauki, przez wiele godzin - stanie się ekspertem od szybkiej i owocnej nauki. Naucz dziecko wykorzystywać swoje umiejętności. Albo rzucaj je na głęboką wodę - jestem chodzącym przykładem takiego wychowania i w sumie... to jestem zadowolona.

Chodziłeś w Polsce na lekcje fizyki, biologii, chemii... Więc wiesz w jaki sposób nawet najciekawszą lekcję i najbardziej interesujący przedmiot można spie*dolić w szkole. O ludzie... ile ja sobie obiecywałam po pierwszych zajęciach z chemii czy fizy! Już czułam się naukowcem! A zapamiętałam jedynie pocieranie laski ebonitowej i szklanej. Sama w domu czytałam opisy doświadczeń i próbowałam je sobie wyobrazić. Jeśli chodzi o fizykę, to byłam mistrzem w rozwiązywaniu zadań. I przekształcaniu wzorów. A do jasnej cholewy, fizyka jest przecież taka ciekawa!

WF. Wiecie jak wyglądają zajęcia z wf w USA? Wiecie, że uczniak musi chodzić na zajęcia codziennie - przecież aktywność fizyczna wpiera działanie mózgu! Pomaga w nauce! Jasne!! Ale on tam wybiera sobie swoją aktywność! Czy to pilates, czy joga, może chce być cipliderką!

Matematyka. Nie lubiłam. Zawsze się nudziłam. Potegowania do 3 potęgi nauczyłam się na pamięć do jakiejś tam liczby i szybko ogarniałam resztę. Dwie nauczycielki matematyki wspominam dobrze. Umiały nauczyć nawet chłopaków, którzy z matmą mieli problemy, fakt, że trochę terrorem. Ale działało. Do dziś gdy się nudzę, liczę sobie deltę.

Historia. Miałam kiedyś w podstawówce fajną nauczycielkę. Przynosiła nam dodatkowe materiały, wymyślała fajowe zadania domowe. Chciało się je odrabiać. Była kreatywna. Lubiłam historię. A potem nuuuda...

Sztuka!
Nigdy nie lubiłam 'plastyki' bo zawsze miałam 5. Nie ma nic złego w 5, ale większość dziewczynek była utalenowana i miała 6. Ja nie byłam i nie miałam. A mi się było ciężko pogodzić z porażką... Aż... pewnego dnia, przyszła inna, młoda Pani :) I ta Pani mówiła mi, że super maluję i mam super pomysły i stawiała mi 6. Chodziłam na kółko do 'tej Pani' i malowałam jak szalona, to co trzeba, prace na kółko i jeszcze dodatkowe! Uczyłam się też o artystach epoki! Bo Pani odpytywała zanim postawiła 6 na koniec roku! O ludzie! Ile ja mogę mówić o twórcach Renesansu! Gdybyście zobaczyli mine mojej mamy jak zwiedzałyśmy Rzym a ja nadawałam! Ta wiedza przydała mi się jeszcze nie raz, na lekcjach Polskiego. No i co tu dużo mówić, ta 'Pani' dodała mi dużo wiary w moje możliwości, to dzięki niej miałam odwagę zarwać nockę aby narysować mapę wyprawy Prometeusza i przygotować wystąpienie które opowiedziałam klasie. To była praca dla chętnych. Dostałam wtedy 6. Było warto. I to było super. Jeśli chodzi o nauczycielki Polskiego to w zasadzie zawsze dobrze trafiałam. Były kreatywne i potrafiły zaciekawić. No i przymykały oko na moją ortografię ;-D
Wtedy, ta 'nowa Pani' nauczyła mnie, że nie muszę być zdolna, wystarczy, że będę kreatywna.
Pamiętam, jak kiedyś rysowałam jakąś kobietę w sukience, która robiła coś ze słomy. Rysowałam ją na wzór obrazu z książki, pamiętam, że nawet ładnie mi wyszło. Serio. Można coś tam wypracować ;-)

Czasem jest tak, że bardzo lubimy nauczyciela a jego przedmiot nam wcale nie podchodzi. Tak miałam z Francuskim. Naprawdę, początkowo chciałam się go nauczyć. Strasznie jarałam się Francją! Po roku nauki tego języka moim marzeniem było zwiedzić ten kraj. I udało się. Ale z nauką języka było ciężko, ten akcent... trudno, Francję zawsze będę lubić ;-D a nauczycielkę rewelacyjnie wspominać! Właśnie, moim zdaniem nauczyciele, powinni być nauczycielami z powołania! Kochać swoją pracę i spełniać się w niej! Takie osoby widać, serio. To jest piękne!
Wakacje też były mega!




Dzieci powinny uprawiać sport. Bez znaczenia jaki. Powinny aby ukształtować sobie dobre cechy charakteru. Wytrzymałość. Wolę walki. Może to i zabawnie brzmi, ale takie umiejętności im się przydadzą, chyba widzicie jakim charakterom się w tym kraju dobrze żyje?




3 komentarze:

  1. Dzieci trzeba czymś zaciekawić i je wspierać. W polskich szkołach się tyko zanudzało i wymagało.
    A umiejętność samodzielnego uczenia jest oczywiście kluczowa :)

    PS. Pepa masz krótkie włosy ?
    ... zajebiste :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. dokładnie!!!
      Smutne to, że mimo wszystko mamy taki odsetek osób wykształconych... ile jest w tych głowach?!

      Nie, to zdjęcia sprzed 10lat, ja mam teraz włosy do ramion :)

      Usuń
    2. Uee szkoda. Lubię krótkie :)

      Usuń